czwartek, 28 maja 2015

Granatowe cookies

Miałam Ci ja granat. Oraz dzień przymusowego urlopu z dochodzącym do zdrowia, łasym na słodkości dzieckiem. Oraz czarną czekoladę 70% z Ikei, która mi nie smakuje. I jeszcze białą, bo kiedyś nie zrobiłam tej polewy, co to ją miałam zrobić... To co? Cookies!

Zrobiłam najzdrowszą możliwą wersję - przepis od Hiddenponies nieco zmieniłam, zamieniając 1/2 szklanki cukru brązowego i 1/2 szklanki cukru zwykłego na 180 g ksylitolu (to mniej niż cała szklanka, ale obcięłabym jeszcze ze 30-50 g), a mąkę zwykłą zamieniłam na orkiszową. Płatków owsianych błyskawicznych nie miałam, więc dałam żytnie. Czekolady też dałam mniej. No i chyba tylko masła wrzuciło mi się ciut dużo, 130 g, a według butter-convertera powinno go być bliżej 115 g. Podaję jak zrobiłam, a wyszły palce lizać!

Cookies z granatem i czekoladą
  • 130 g miękkiego masła
  • 180 g (lub nieco mniej) ksylitolu lub cukru
  • 1 jajko
  • 1 opakowanie cukru z prawdziwą wanilią
  • 1 i 1/4 szklanki mąki (zwykłej lub orkiszowej)
  • 1 szklanka błyskawicznych płatków owsianych lub żytnich
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki sody
  • 1/4 łyżeczki soli
  • ok. 80 g posiekanej w kawałki czekolady (gorzkiej lub gorzkiej i białej)
  • ziarna z 1 owocu granatu
Masło utrzeć z cukrem, dodać jajko i cukier waniliowy. Mąkę wymieszać z płatkami, proszkiem, sodą, solą i powoli dodawać do masy z masła, cukru i jajka. Po wymieszaniu mikserem delikatnie wmieszać łyżką granat i czekoladę. Dłonią formować kulki, rozpłaszczać je ręką lub widelcem i układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia pozostawiając między nimi sporo miejsca (więcej niż na zdjęciu poniżej), bo urosną. Piec ok. 15 minut w 180 stopniach. Gorące będą bardzo miękkie, więc odstawić do ostygnięcia kilka minut, a potem wystudzić jeszcze na kratce. Nadal będą miękkie, ale nie będą się rozpadać. Smacznego!


 







2 komentarze:

  1. Do kawy chętnie bym kilka porwała! Aż tęsknię za moim piekarnikiem, pieczenie ciasteczek zawsze mnie uspokajało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, dobre były. Ja właśnie do kawy sobie je podjadałam. Szkoda, że się już skończyły :-)

    OdpowiedzUsuń