tag:blogger.com,1999:blog-20626511352982006862024-03-13T14:42:20.385+01:00WidzimrkaBlog kulinarno-fotograficzny
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.comBlogger510125tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-35162452424985584152018-04-16T08:48:00.000+02:002018-04-16T08:48:16.157+02:00Przerwa na obiad - Tom Kha Gai<div style="text-align: justify;">
Przerwa była długa, więc na pewno zgłodnieliście. Zanim Wam opowiem co jadłam (i piłam) w Tajlandii, oto przepis na kokosową zupę Tom Kha Gai. Jej słodkawa ostrość i świeży aromat towarzyszyły nam przez cały wyjazd. Mieliśmy zresztą do niej pewien sentyment, bo po raz pierwszy w życiu spróbowaliśmy jej u przyjaciół w Warszawie - i od tej pory bardzo dobrze się nam kojarzy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gotując opierałam się na przepisie od <a href="https://www.eatingthaifood.com/tom-kha-gai-recipe-%E0%B8%A7%E0%B8%B4%E0%B8%98%E0%B8%B5%E0%B8%97%E0%B8%B3-%E0%B8%95%E0%B9%89%E0%B8%A1%E0%B8%82%E0%B9%88%E0%B8%B2%E0%B9%84%E0%B8%81%E0%B9%88/" target="_blank">Eating Thai Food</a>, chociaż nie dodałam cebuli - w Tajlandii takiej zupy nie jadłam - no i dostosowałam przepis do naszych warunków, zamiast<i> oyster mushrooms</i> dodając boczniaki. Co do innych składników - w Bangkoku polowałam na różne przyprawy, na targach i w <i>department stores</i> szukając liści kafiru, korzenia galangalu, pasty z tamaryndowca (do pad thaia)... Po czym po powrocie koleżanka mówi: "a tak, robiłam pad thai wczoraj, kupiłam pastę z tamaryndowca w naszej piekarni"... Tak więc bez obawy, składniki w Polsce są :-)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Zupa Tom Kha Gai</b></div>
<ul>
<li>1,5 litra mleka kokosowego + ew. trochę wody</li>
<li>400 g piersi z kurczaka</li>
<li>2-3 duże boczniaki (ok. 200 g)</li>
<li>3 gałązki trawy cytrynowej</li>
<li>6 liści kafiru</li>
<li>3 kawałki suszonego korzenia galangalu (można zastąpić imbirem)</li>
<li>2-3 papryczki chili (dla uzyskania średniej ostrości)</li>
<li>4 łyżki soku z limonki</li>
<li>2 świeże pomidory </li>
<li>ew. łyżka brązowego cukru</li>
<li>pęczek świeżej kolendry </li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
Przy gotowaniu zupy kokosowej trzeba pamiętać, żeby z mlekiem kokosowym obchodzić się delikatnie - mieszać w jedną stronę i nie dopuścić do mocnego zagotowania się, ponieważ mleko się zwarzy. Na dodatek mleko dostępne tutaj (ja polecam takie w zielonym kartoniku), a tamto mleko, to jednak nie to samo. Nasze może być gęściejsze, stąd ewentualnie konieczność dodania odrobiny wody.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pokroić trawę cytrynową w ok. dwucentrymetrowe kawałki, przekrawając ją na ukos - w ten sposób najlepiej wydobędziemy jej smak. Połowę mleka wlać do rondelka, dodać od razu trawę cytrynową i korzeń galangalu, podgrzewać na średnim ogniu. Pierś z kurczaka pokroić w średniej wielkości kawałki - ja najbardziej lubię w paski :-). Kiedy mleko będzie bliskie zagotowania dodać kurczaka i pozostałą część mleka, zmniejszyć ogień.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Papryczki pokroić również na ukos w całości - dlatego lepiej sprawdzić wcześniej ich ostrość i dodać według uznania - i wrzucić do zupy. Zamieszać i dodać pokrojone boczniaki. Pokroić pomidory w ósemki i dodać tuż przed tym, jak mleko ponowne się zagotuje (ale pamiętajcie, żeby tylko lekko bulgotało). Wrzucić połamane w ręku liście kafiru i około łyżeczki soli (do smaku). </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gotować na małym ogniu przez około 10-15 minut, aż wszystkie składniki się ugotują. Spróbować i ewentualnie dodać jeszcze trochę soli albo odrobinę cukru. Wyłączyć ogień.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Posiekać kolendrę i dodać ja do zupy, krótko zamieszać (cały czas w jedną stronę :-) ). Rozlać do miseczek i już w miseczkach doprawić sokiem z limonki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-flb6KTlaCRs/WtRGAZGRr5I/AAAAAAAAKxc/DGudOFSLuUwdWphW4DE1-yQNZRvruOeDQCLcBGAs/s1600/IMG_7169%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://1.bp.blogspot.com/-flb6KTlaCRs/WtRGAZGRr5I/AAAAAAAAKxc/DGudOFSLuUwdWphW4DE1-yQNZRvruOeDQCLcBGAs/s640/IMG_7169%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-1266143688248025252018-03-26T15:41:00.001+02:002018-03-26T15:41:04.930+02:00Tajlandia, Bangkok cz.2, czyli czym, gdzie i za ile<div style="text-align: justify;">
Zapewne ślinka już Wam leci w oczekiwaniu na jakiś post dotyczący jedzenia, ale poczekajcie jeszcze chwilę. Tym razem chciałam jeszcze trochę opowiedzieć o praktycznych stronach pobytu w Bangkoku - o których sama w sieci nie wyczytałam, a które mogą się przydać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Transport</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Najtańszym sposobem poruszania się po Bangkoku jest na pewno komunikacja publiczna. Nasz pierwszy kontakt z nią to był autobus linii S1 z lotniska Suvarnabhumi na Khao San Road, w pobliżu której znajdował się nasz hotel. I była to mniej więcej zapowiedź tego, jak się sprawy na miejscu mają. "Nowa linia łącząca lotnisko z centrum miasta", jak szumnie głosiła reklama, okazała się korzystać ze starych, na oko 40-letnich autobusów marki Mitsubishi. Nasz autobus obsługiwały dwie panie - jedna w mundurze z epoletami i ciemnych okularach siedziała za kierownicą, druga ubrana w ortalionową kurtkę (35 stopni upału, <i>seriously</i>?), latała jak wściekła po autobusie, co chwilę licząc pasażerów. Autobus ruszył z otwartymi drzwiami (a mój syn siedział oczywiście na walizce w ich pobliżu), całe szczęście pani kierowca zamknęła je przed wjazdem na autostradę. Nie ma bata - byliśmy najszybszym pojazdem na drodze :-)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-QcrAgLGS1Ls/Wrjsw-kUBoI/AAAAAAAAKvI/7g2RUJYUmS0h87UTRrBjkzvTA0nlRKDcgCLcBGAs/s1600/IMG_6124%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://3.bp.blogspot.com/-QcrAgLGS1Ls/Wrjsw-kUBoI/AAAAAAAAKvI/7g2RUJYUmS0h87UTRrBjkzvTA0nlRKDcgCLcBGAs/s640/IMG_6124%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>I mnisi jeżdżą taksówkami...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Najdroższym środkiem transportu są tuk-tuki, chociaż kiedy wie się ile co powinno kosztować (warto zapytać w recepcji hotelu), to można się dogadać. No i trzeba się targować! Przykładowo z okolic China Town jeden pan zaśpiewał nam 400 bahtów, drugi 200 ale z jednym przystankiem (wiadomo gdzie), a trzeci 220 "<i>directly</i>", z czego skwapliwie skorzystaliśmy. Podobno lepiej korzystać z taksówek (koniecznie z włączonym taksometrem, inaczej zapłaci się dwa razy więcej), chociaż my za jazdę do China Town taksówką zapłaciliśmy tyle samo co za powrót tuk-tukiem, a dodatkowo w taksówkach klima jest na ogół rozkręcona na maksa, no i czekają nas dodatkowe atrakcje. Pan wiozący nas do China Town rozmawiał przez cały czas z żoną na wideo-czacie - chodziło chyba o to, którego kurczaka ubić na kolację, a pan wiozący nas na lotnisko cały czas przeglądał Facebooka (w trakcie jazdy!), dzwonił gdzieś, grzebał pęsetką przy ręce i miał bardzo długi paznokieć małego palca - nie chcę wiedzieć, po co. My jednak wolimy tuk-tuki :-) A poniżej mała próbka tego, jak wygląda nocna jazda po Bangkoku:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-l44wpCHFdFs/WrjsHiyhlqI/AAAAAAAAKu4/SHJjfIbpmEIxrSV-d8mhapNB9nJMhveFQCEwYBhgL/s1600/20180303_213834.mp4" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="240" data-original-width="320" height="360" src="https://3.bp.blogspot.com/-l44wpCHFdFs/WrjsHiyhlqI/AAAAAAAAKu4/SHJjfIbpmEIxrSV-d8mhapNB9nJMhveFQCEwYBhgL/s640/20180303_213834.mp4" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wracając do komunikacji miejskiej - nie udało mi się rozszyfrować skomplikowanej sieci autobusów (chociaż wiem, że jeżdżą), ale też z drugiej strony nie musiałam się w to zagłębiać, bo mieszkaliśmy blisko rzeki i mogliśmy dostać się nią albo do zabytków, albo do SkyTraina, którym pojechaliśmy do domu Jima Thompsona i Na Chatuchak Weekend Market - tu znowu uwaga na klimatyzację, wróciłam chora po takiej przejażdżce. Poza tym rejsu Express Boatem nie można z niczym porównać. Wyobraźcie sobie statek pasażerski pędzący rzeką Chao Praya. Nieznacznie zwalnia przed przystanią, ale tylko trochę, mija ją, z tyłu rozlega się gwizdek pana od cumowania (mają cały kod do porozumiewania się - pan kapitan siedzi z przodu, a wejście na statek jest z tyłu). Na to hasło silniki wstecz, cumy rzuć, inny gwizdek, łup o nabrzeże, silnik na pełnej parze dopycha łódź do pomostu, wszyscy w panice wyskakują i wskakują, cumy zdjęte, kolejny gwizdek i cała naprzód. I wszystkie te emocje za jedyne 15 bahtów za osobę. Trzeba tylko pamiętać, że Express Boat ma flagę pomarańczową, bo inne łodzie są droższe.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-VoKaTuTTrDY/Wrjv2E2c4II/AAAAAAAAKvY/-EitSrX_XKkOIUw5V8j9LlijwuvAQxffQCLcBGAs/s1600/IMG_6189%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://1.bp.blogspot.com/-VoKaTuTTrDY/Wrjv2E2c4II/AAAAAAAAKvY/-EitSrX_XKkOIUw5V8j9LlijwuvAQxffQCLcBGAs/s640/IMG_6189%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Widok na rzekę z Express Boata. To tylko tak spokojnie wygląda...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pomiędzy poszczególnymi miejscami (Bangkok-Siem Reap, Siem Reap-Krabi, Krabi-Bangkok) poruszaliśmy się samolotami. Najbardziej dały nam się we znaki linie Bangkok Airways - wprawdzie w cenie jest pyszne jedzenie, ale raz spóźniły się 4 godziny, a drugi raz godzinę. Może dlatego oferują swoim pasażerom <i>lounge</i> z internetem, piciem i jedzeniem - pop corn i mnóstwo ciekawego azjatyckiego finger-foodu. Chyba się jednak następnym razem nie skuszę :-)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-lsdCp5qhXa4/WrjzQmYtn6I/AAAAAAAAKvo/DxFzZShIG9UolKZM7nG-xQuRzd1p6ShiwCLcBGAs/s1600/IMG_6370%25281%252920180305_110110%25281%2529mini.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1600" height="640" src="https://2.bp.blogspot.com/-lsdCp5qhXa4/WrjzQmYtn6I/AAAAAAAAKvo/DxFzZShIG9UolKZM7nG-xQuRzd1p6ShiwCLcBGAs/s640/IMG_6370%25281%252920180305_110110%25281%2529mini.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Lotnisko w Siem Reap. Piechotą z samolotu do terminala.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Zakwaterowanie</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czas to przyznać, jesteśmy burżujami. Nasze hotele, nie tylko w Bankgoku, ale i w Kambodży, na Krabi i na wyspach, wszystkie miały baseny. I wszystkie były jak na tajskie warunki dość drogie, w cenie od 180 zł za noc (Kambodża, <a href="http://www.centralboutiqueangkorhotel.com/" target="_blank">Central Boutique Angkor Hotel</a>; Krabi, <a href="http://www.krabisands.com/" target="_blank">Krabi Sands Resort</a>), do około 300 zł za noc (Bangkok, <a href="http://www.casanithra.com/main/" target="_blank">Casa Nithra</a>, Koh Hai, <a href="http://www.haifantasy.com/" target="_blank">Koh Hai Fantasy Resort</a>). Rezerwowaliśmy przez Booking, przez Agodę lub bezpośrednio - warto sprawdzić jaki sposób jest dla danego miejsca najkorzystniejszy. W Bangkoku jest jednak sporo dużo tańszych hosteli - pokój z łazienką można dostać za 1000 bahtów (ok. 100 zł), a pokoje bez łazienek na pewno jeszcze taniej. Nam jednak z dzieckiem potrzebny był basen, koniec kropka. To jedyny (oprócz coca-coli) argument przetargowy, wymienny na w miarę grzeczne zwiedzanie. Poza tym taki luksus, jaki mieliśmy w Bangkoku i w Kambodży w Europie kosztuje znacznie, znacznie drożej :-) Pozostałe hotele nieco się od swojego internetowego wizerunku różnią, ale Krabi Sands Resort bardzo, bardzo polecam - fantastyczna obsługa, cudowny basen w zieleni i widok z restauracji prosto na morze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak więc w Tajlandii dla każdego coś miłego :-)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-QZSVRfPLrtM/Wrj1PqBj76I/AAAAAAAAKv0/te70sJFtI44j7sodGfiU8kY4XxOyN9WswCLcBGAs/s1600/IMG_6249%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://2.bp.blogspot.com/-QZSVRfPLrtM/Wrj1PqBj76I/AAAAAAAAKv0/te70sJFtI44j7sodGfiU8kY4XxOyN9WswCLcBGAs/s640/IMG_6249%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Widok z basenu Casa Nithra na Bangkok</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-EMsMLuI6cLo/Wrj1ljVHdCI/AAAAAAAAKv4/T41sKXvt7hQiG-TbudvW7znyUu1sXScTwCLcBGAs/s1600/IMG_6243%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://1.bp.blogspot.com/-EMsMLuI6cLo/Wrj1ljVHdCI/AAAAAAAAKv4/T41sKXvt7hQiG-TbudvW7znyUu1sXScTwCLcBGAs/s640/IMG_6243%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Basen na dachu Casa Nithra</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><a href="https://1.bp.blogspot.com/-CMlCtJMjhh8/Wrj2e-8FeCI/AAAAAAAAKwI/ArTCUZ_04zgFPBaP1yv4uxymYQdoH_LxgCLcBGAs/s1600/IMG_6394%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://1.bp.blogspot.com/-CMlCtJMjhh8/Wrj2e-8FeCI/AAAAAAAAKwI/ArTCUZ_04zgFPBaP1yv4uxymYQdoH_LxgCLcBGAs/s640/IMG_6394%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></i></div>
<i>Central Boutique Angkor Hotel w Kambodży</i><br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeszcze słówko o naszym hotelu w Kambodży. Mimo że daleko mu do kolonialnego stylu, moim zdaniem panuje tam kolonialna atmosfera. Basen skąpany w tropikalnej zieleni, ogromny, 50-metrowy pokój z klimatyzacją i wiatrakiem pod sufitem, obsługa kłaniająca się w pas (niestety, takich klimatów to za bardzo nie lubimy, jako kolonialni najeźdźcy czujemy się raczej skrępowani :-))... A w zasięgu ręki za balkonem kołyszą się niedojrzałe mango...<i> </i></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-22646561108758569322018-03-23T11:05:00.001+01:002018-03-23T12:43:14.082+01:00Tajlandia i Bangkok - słowem wstępu<div style="text-align: justify;">
Tak, wiem, to jest blog kulinarny. Ale gdzie, jeśli nie na blogu kulinarnym właśnie, pisać o Tajlandii i Bangkoku - stolicy światowego jedzenia? Gdzie opisać te smaki, zapachy, tę azjatycką intensywność barw i aromatów? Te targi, gdzie można dostać dosłownie WSZYSTKO? A że przy okazji przemyci się parę innych informacji, to tylko z pożytkiem dla tych, co do Tajlandii się wybierają i będą mogli z nich skorzystać. Bo o tym, że ktoś z Was niedługo się tam wybiera, jestem absolutnie przekonana - Polaków w Tajlandii jest zatrzęsienie, a ja, pławiąc się w basenie na dachu naszego hotelu w Bangkoku, miałam przyjemność słuchać Ewy Bem i Anny Marii Jopek. Takie czasy :-)</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-fRzontF4w1k/WrTBneHyAyI/AAAAAAAAKtU/S9euRIBiiJAP_lZmfgZtaO_kSyy1j1bvACLcBGAs/s1600/20180306_124738.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1600" height="640" src="https://3.bp.blogspot.com/-fRzontF4w1k/WrTBneHyAyI/AAAAAAAAKtU/S9euRIBiiJAP_lZmfgZtaO_kSyy1j1bvACLcBGAs/s640/20180306_124738.jpg" width="640" /></a></div>
<i>Nad basenem w Kambodży</i><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Przez całą podróż prowadziłam dziennik, w którym opisywałam dzień po dniu, co robiliśmy, co widzieliśmy i co jedliśmy. Miałam całkiem słuszną obawę, że pomimo tysiąca zrobionych zdjęć (a i to jest chyba ilość niedoszacowana), w tym nawale wrażeń niektóre wspomnienia nam umkną. Poza tym to tak uroczo staroświeckie w dobie Instagrama (z którego, żeby nie było, korzystałam przez cały wyjazd, widzimrka_fotografia :-)). Tutaj jednak nie będę się rozpisywać, a spróbuję jedynie przybliżyć lub przypomnieć Wam trochę Tajlandię, ten niesamowity kraj.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-NR6jQVprwoo/WrTE_8LgTdI/AAAAAAAAKtg/bGeLPOCffxIhZW36kP2lzI3jdeljElz7gCLcBGAs/s1600/IMG_6212%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://2.bp.blogspot.com/-NR6jQVprwoo/WrTE_8LgTdI/AAAAAAAAKtg/bGeLPOCffxIhZW36kP2lzI3jdeljElz7gCLcBGAs/s640/IMG_6212%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Rzeka Chao Praya</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Bangkok</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bangkok w moich oczach to miasto kontrastów. Odrapane budynki, slumsy niemalże, stoją w bezpośredniej bliskości wielkich, nowoczesnych i zapewne bardzo drogich apartamentowców. Nad rzeką wyrastają kolumny drapaczy chmur, a na pierwszym planie tradycyjna łódź wożąca turystów i milion long-boatów prujących po falach z oszałamiającą szybkością i ogłuszającym rykiem silników. To również miasto zapachów - tam pachnie dosłownie wszędzie. Tu apetyczny aromat dochodzący ze street-foodowych wózków, tam obrzydliwy smrodek Duriana (próbowałam! to jak połączenie mango, cebuli i siarki - nie, nie i jeszcze raz nie!), ówdzie jeszcze zupełnie nieznane, miłe lub niemiłe wonie. Co ciekawe, w Bankgoku prawie nie ma śmietników. Śmieci zostawialiśmy przy układanych na ulicy torbach, które potem panowie śmieciarze zbierali i segregowali, siedząc na dachu jadącej śmieciarki. Bo jest to również miasto (jak zresztą i cały kraj), w którym nasze normy bezpieczeństwa (i zapewne wiele innych) kompletnie nie obowiązują. Na porządku dziennym są skutery wiozące całe rodziny, w tym tulone do piersi niemowlęta. Kask? Sugestia jedynie. Jak dziecko w autobusie z lotniska usiądzie na walizce, to nie płaci. Naczynia w ulicznych wózkach i restauracyjkach myte są w wielkich miskach z wodą na środku ulicy. Mój mąż stwierdził, że gdyby wpadł tam nasz Sanepid to zamknąłby całą Tajlandię. A jednak czuliśmy się tam wyjątkowo bezpiecznie. Na tyle, że chodziliśmy wszędzie, jedliśmy wszystko, na ulicy prosiliśmy tylko o picie bez lodu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-Hkmw1yQHIkU/WrTLsZp8ZQI/AAAAAAAAKt0/yCql0zbW-4IUP8nlFrsSO64VOZDKj563wCLcBGAs/s1600/IMG_6142%25281%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="1600" height="426" src="https://2.bp.blogspot.com/-Hkmw1yQHIkU/WrTLsZp8ZQI/AAAAAAAAKt0/yCql0zbW-4IUP8nlFrsSO64VOZDKj563wCLcBGAs/s640/IMG_6142%25281%2529.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Long-boaty mknące z oszałamiającą prędkością po khlongach Thon Buri</i></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Ale, ale! Uwaga na oszustów! Są wszędzie! Wystarczy, że wyjdziesz z hotelu ewidentnie otumaniony jet-lagiem, blady i zagubiony, od razu podejdzie do ciebie usłużny Taj mówiący świetnie po angielsku (podejrzane!) i powita cię w Tajlandii. Wprawdzie atrakcja, do której się wybierasz jest akurat dzisiaj zamknięta, ale nie przejmuj się, mamy Buddha Day, za 40 bathów po świątyniach Buddy obwiezie Cię tuk-tuk (tu macha na akurat przejeżdżający skuter), a jakie zniżki u krawców! Tylko dzisiaj! Oczywiście daliśmy się nabrać. Moi panowie i tak chcieli obstalować sobie koszule, więc nie żałujemy zbytnio, ale spodziewam się, że przepłaciliśmy, tak samo jak w restauracji, do której zawiózł nas przemiły pan tuktukowiec - to był najdroższy nasz obiad w Tajlandii! Chciał nas namówić jeszcze na rejs long-boatem po khlongach (kanałach, 2000 bahtów), ale już się nie daliśmy - przynajmniej tego dnia, bo kolejnego niestety, i owszem, tylko innemu panu. Trzeba przyznać, że Tajowie oszukują z ogromnym wdziękiem i, umówmy się, ich oszustwa są mało szkodliwe. Może o tyle, że nie zobaczysz dokładnie tego, co chciałeś - ja nie zobaczyłam tajskiego Muzeum Narodowego, bo syn zrobił awanturę, że iść dalej nie będzie i chce płynąć long-boatem, więc popłynęliśmy do starej dzielnicy Thon Buri. Żadnej z obiecanych atrakcji nie zobaczyliśmy - muzeum barek królewskich i owszem, było po drodze, ale barki były w środku. Koło floating market przemknęliśmy z prędkością nadświetlną - po drodze zatrzymaliśmy się tylko przy "umówionych" zapewne paniach, sprzedających piwo i wachlarze. Ale zobaczyliśmy starą część Bangkoku, taką "wieś" w środku miasta, gdzie każdy, czy to porządny dom, czy blaszak, ma swój pomościk. Pociesza mnie też fakt, że autor Skok w Bok Blog, który mieszka w Tajlandii od paru lat, sam nie rozgryzł jeszcze jakby tu taniej się long-boatem po Bangkoku przejechać. A żeby nie dać się popularnym "scams" (o których można sporo przeczytać w internecie, chociaż ja niestety nie trafiłam przed wyjazdem), trzeba powiedzieć po prostu stanowczo "no, thank you", albo stwierdzić, że to Wasz ostatni dzień w Tajlandii. I Taj odejdzie, z wyrazem oczu zranionej sarny...</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/--Jlt9hxqDSY/WrTLtwL0fCI/AAAAAAAAKt4/ybMZrcQV6HUHY4tuLE0qyzmqGaLVvdp0ACLcBGAs/s1600/IMG_6148%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://2.bp.blogspot.com/--Jlt9hxqDSY/WrTLtwL0fCI/AAAAAAAAKt4/ybMZrcQV6HUHY4tuLE0qyzmqGaLVvdp0ACLcBGAs/s640/IMG_6148%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a> <i> </i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i> Pani robiąca za floating market</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-3Rx3XxZuv5c/WrTMuqUME9I/AAAAAAAAKuM/MpzqEEPg3usPx8h1rQqmBqAFwjVLAkEHACLcBGAs/s1600/IMG_6157%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://1.bp.blogspot.com/-3Rx3XxZuv5c/WrTMuqUME9I/AAAAAAAAKuM/MpzqEEPg3usPx8h1rQqmBqAFwjVLAkEHACLcBGAs/s640/IMG_6157%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<i>Uchwycone w locie pomościki przy domkach</i><br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-mkfdVS80nBw/WrTMvv5z4NI/AAAAAAAAKuQ/Lv6owhY8iyAChEJvZmXK_h6ynC7jYbBlACLcBGAs/s1600/IMG_6161%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://1.bp.blogspot.com/-mkfdVS80nBw/WrTMvv5z4NI/AAAAAAAAKuQ/Lv6owhY8iyAChEJvZmXK_h6ynC7jYbBlACLcBGAs/s640/IMG_6161%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Pływająca restauracja</i></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bo oprócz tego Tajowie są przemiłymi ludźmi - zawsze uśmiechnięci i gotowi pomóc. Niestety tylko traktują białe dziecko jak talizman - większość osób, które mijaliśmy, musiało dotknąć Antka, co jemu nie bardzo się podobało. Po jakimś czasie przyjął jednak pozę "śmiesznego chłopca bez przednich zębów" i sam zaczepiał Tajów. Najbardziej został wymęczony przez dwóch Lady Boyów pracujących w knajpce, do której wpadliśmy na piwo, żeby odetchnąć chwilę od upału. Byli przeuroczy (poznaliśmy ich po dużych stopach i po five o'clock shadow), ale po chwili Antek miał już dosyć łaskotania...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To tyle słowem wstępu. Co zjeść, co warto zobaczyć i jak poruszaliśmy się po Bangkoku opiszę w kolejnych postach. Do zobaczenia!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-5372135141963665192018-02-28T19:14:00.001+01:002018-02-28T19:14:17.319+01:00Lekkie smoothie z fenkułem<div style="text-align: justify;">
Myśleliście, że fantazja mi się kończy? Ha, nic z tego :-). Tym razem musiałam opróżnić lodówkę, a w szufladach zalegał mi ulubiony skądinąd fenkuł (bulwa kopru włoskiego) oraz pomarańcze. A jako ze fenkuł dobrze komponuje się ze skórką pomarańczy w zupie rybnej... no to skojarzenie nasunęło się niejako samo :-).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ten koktajl nie jest zbyt słodki - skończyły się banany - i przez ich brak jest też lekki, natomiast amatorów konkretniejszych smoothie zachęcam, żeby banany dodać. No i dodawajcie fenkuł na samym końcu po kawałku, żeby smak nie zrobił się zbyt intensywny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Smoothie pomarańczowo-jabłkowe z fenkułem</b></div>
<ul>
<li>1 jabłko</li>
<li>1 pomarańcza</li>
<li>około dwóch "listków"/warstw fenkułu</li>
<li>woda</li>
</ul>
Jak zwykle - zmiksować :-)<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-j0c_MC-SGLQ/WpWqOwtF3nI/AAAAAAAAKr8/EeHTkYusJkcvz7LzAipjl5cmDq4_0dTsgCLcBGAs/s1600/IMG_6071%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="800" height="640" src="https://2.bp.blogspot.com/-j0c_MC-SGLQ/WpWqOwtF3nI/AAAAAAAAKr8/EeHTkYusJkcvz7LzAipjl5cmDq4_0dTsgCLcBGAs/s640/IMG_6071%25281%2529miniJPG.jpg" width="426" /></a></div>
<br />Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-20005217850733004572018-02-27T19:41:00.000+01:002018-02-27T19:41:28.712+01:00Zielone smoothie z pasternakiem<div style="text-align: justify;">
Ani figa, ani z makiem, ale za to z pasternakiem :-). Kto nie wie co to, spieszę donieść - pyszne korzeniowe warzywo przypominające z wyglądu pietruszkę, ale o wiele od niej słodsze i bardziej aromatyczne. Jak się okazało, można je także jeść na surowo - dodając je do owocowego smoothie. Dla mnie bomba (witaminowa) :-)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Smoothie z pasternakiem</b></div>
<ul>
<li>1/2 gruszki</li>
<li>1 jabłko</li>
<li>1 banan</li>
<li>1 kiwi</li>
<li>1/2 średniego korzenia pasternaku</li>
<li>woda</li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
Zmiksować, dodając tyle wody aby uzyskać pożądaną konsystencję. Mnie ostatnio pasuje bardziej konsystencja musu, zresztą tak smak koktajlu jest najbardziej intensywny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-dIn6NJrvJkA/WpWmA-20uHI/AAAAAAAAKrw/Ns41G1JCnfggrVDVp3tbJFANLaoAJakcACLcBGAs/s1600/Kola%25C5%25BC%2Bkoktajl%2BminiJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1199" data-original-width="1200" height="638" src="https://4.bp.blogspot.com/-dIn6NJrvJkA/WpWmA-20uHI/AAAAAAAAKrw/Ns41G1JCnfggrVDVp3tbJFANLaoAJakcACLcBGAs/s640/Kola%25C5%25BC%2Bkoktajl%2BminiJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-40970785169096941012018-02-08T13:19:00.002+01:002018-02-08T13:19:39.321+01:00Czekoladowe smoothie z niespodzianką<div style="text-align: justify;">
Jakie są najdziwniejsze rzeczy, jakie dodawaliście do koktajlu? Ja właśnie ćwiczę topinambur i pasternak w różnych konfiguracjach :-). Lubię robić koktajle nieoczywiste - do czekoladowego często dodawałam awokado, ale trzeba się nieco namęczyć, żeby nie było czuć warzywnego smaku.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Z topinamburem jest dużo łatwiej - ma lekko słonecznikowy posmak, więc idealnie wpasowuje się w czekoladowy koktajl z bananem, gruszką, kakao i masłem orzechowym. Topinambur to jest to fioletowawo-brązowe coś na zdjęciu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jest warzywo? Jest! No to miksujemy :-).</div>
<br />
<b>Czekoladowe smoothie z topinamburem</b><br />
<ul>
<li>3 bulwy topinamburu</li>
<li>1/2 banana</li>
<li>1/2 gruszki konferencji</li>
<li>1 łyżeczka/łyżka masła orzechowego bez dodatków</li>
<li>1 łyżka kakao</li>
<li>trochę mleka roślinnego do uzyskania pożądanej konsystencji (ja lubię gęste :-) )</li>
</ul>
<br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-mhbvCY_MlBU/Wnw_5oTwqoI/AAAAAAAAKig/Twwc1B2eQ98Ho1VdUCGbdki_n49vi2qqQCLcBGAs/s1600/IMG_5832%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="800" height="640" src="https://4.bp.blogspot.com/-mhbvCY_MlBU/Wnw_5oTwqoI/AAAAAAAAKig/Twwc1B2eQ98Ho1VdUCGbdki_n49vi2qqQCLcBGAs/s640/IMG_5832%25281%2529miniJPG.jpg" width="426" /></a></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-38552778898218739632018-01-30T10:45:00.001+01:002018-01-30T10:45:49.884+01:00Słoneczny koktajl<div style="text-align: justify;">
Wiosny, wiosny mi się chce! Ptaszki wprawdzie już ćwierkają w ogrodzie, ale w taką wietrzną pogodę pochowały się wszystkie i słychać tylko szum przyginanych do ziemi drzew. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zakupiłam już nawet hiacynty, ale do pełnego rozkwitu jeszcze im daleko... Zrobiłam więc sobie odrobinę wiosny w szklaneczce - słoneczny, żółty koktajl pełen witamin. No cóż, w zimowej Polsce dobre i to :-)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Słoneczny koktajl</b></div>
<ul>
<li>5 żółtych kiwi</li>
<li>1 jabłko</li>
<li>1/4 ananasa (plaster około 4 cm)</li>
<li>1,5 gałązki selera naciowego</li>
<li>woda</li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
<b> </b>Wszystko wrzucić do blendera i zmiksować, dodać na koniec tyle wody, żeby uzyskać pożądaną konsystencję. Selera dodawałam po kawałku, do momentu aż smak mi zaczął odpowiadać.</div>
<br />
Słonecznego dnia!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-Ii_mxRYhuio/WnA-efK2-lI/AAAAAAAAKhw/9s23sOmGwwsDNJSC2REjNSn95XxCWmYFQCLcBGAs/s1600/IMG_5790%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1025" data-original-width="1200" height="546" src="https://1.bp.blogspot.com/-Ii_mxRYhuio/WnA-efK2-lI/AAAAAAAAKhw/9s23sOmGwwsDNJSC2REjNSn95XxCWmYFQCLcBGAs/s640/IMG_5790%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-ETjN5jPb9Uc/WnA-e8DPw8I/AAAAAAAAKh0/a3vwuFSd_nomFyvl7ar-WyTGTK_zvKx0ACLcBGAs/s1600/IMG_5800%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1067" height="640" src="https://4.bp.blogspot.com/-ETjN5jPb9Uc/WnA-e8DPw8I/AAAAAAAAKh0/a3vwuFSd_nomFyvl7ar-WyTGTK_zvKx0ACLcBGAs/s640/IMG_5800%25281%2529miniJPG.jpg" width="426" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-26288266989347128832018-01-07T21:27:00.000+01:002018-01-07T21:27:53.146+01:00Cytrynowa babka piaskowa na pożegnanie<div style="text-align: justify;">
To ciasto pamiętam ze wszystkich spotkań rodzinnych u Dziadków. Babka cytrynowa, smak mojego dzieciństwa. Nigdy jej wcześniej nie robiłam, zawsze piekła ją Babcia - ciekawe, czy jak każdy jej przepis ten również zaczynał się od "Bierze się Dziadka...". Tak, mój Dziadek zawsze udzielał się w kuchni, dzielnie ucierając ciasto w makutrze, pamiętam też jego ręce pociemniałe od obierania ziemniaków...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś to ja przygotowuję piaskową babkę cytrynową. Bez żadnych udziwnień. Na pożegnanie. Cieszę się, że zdążyłam kilka przepisów Babci zapisać, same składniki, bo sposób przygotowania Babcia miała w głowie. "No jak to, po prostu ucierasz to z tym, a tamto z tamtym". Proste, prawda? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tego i wielu innych rzeczy nigdy nie zapomnę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Cytrynowa babka piaskowa</b></div>
<ul>
<li>1/2 kostki masła (zaryzykowałam przygotowanie z 3/4 kostki masła, bo kiedyś kostki były większe, 250 g) </li>
<li>1 łyżka oleju</li>
<li>3/4 szklanki cukru</li>
<li>4 żółtka</li>
<li>1 cytryna (sok i skórka)</li>
<li>1,5 szklanki mąki</li>
<li>2 łyżki mąki kartoflanej (zapomniałam dodać)</li>
<li>2 łyżeczki proszku do pieczenia</li>
<li>piana z białek</li>
<li>zapach cytrynowy</li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
Żółtka utrzeć z cukrem i dodać miękkie masło oraz olej. Proszek do pieczenia dodać do mąki i powoli wsypać mąkę do ciasta. Cytrynę sparzyć i wyszorować (ja jeszcze moczę najpierw w wodzie z octem, a potem w wodzie z sodą oczyszczoną, żeby wypłukać najgorsze), dodać sok i skórkę do ciasta, wlać zapach. Na koniec wmieszać ubitą pianę z białek. Przełożyć do keksówki, piec 40 minut w 180 stopniach.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-YvYs_WL72NM/WlKCQ4aJxzI/AAAAAAAAKd8/TSSTPsbNbQANevNtfeGAloFPHNW-7WYrwCLcBGAs/s1600/IMG_5502%25282%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="1200" height="512" src="https://3.bp.blogspot.com/-YvYs_WL72NM/WlKCQ4aJxzI/AAAAAAAAKd8/TSSTPsbNbQANevNtfeGAloFPHNW-7WYrwCLcBGAs/s640/IMG_5502%25282%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-82734807680131440492018-01-01T12:52:00.000+01:002018-01-01T13:02:39.524+01:00Makowo-cytrynowa jaglanka noworoczna<div style="text-align: justify;">
W sumie cieszę się, że popełniłam ten nieudany jagielnik - na bazie tego przepisu zrobiłam dziś noworoczną jaglankę makowo-cytrynową. Wiadomo, jak mak, to będzie się darzyło cały rok. Więc niech Wam się darzy!</div>
<br />
<b>Jaglanka makowo-cytrynowa </b>(na 2 osoby)<b><br /></b><br />
<ul>
<li>0,5 szklanki kaszy jaglanej</li>
<li>0,5 szklanki wody</li>
<li>1 szklanka mleka kokosowego</li>
<li> 3-4 łyżki mielonego maku</li>
<li>1 łyżka soku z cytryny</li>
<li>skórka starta z całej cytryny</li>
<li>1 łyżeczka esencji waniliowej </li>
<li>syrop klonowy/syrop z agawy/miód do smaku </li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
Kaszę zawsze gotuję w taki sposób, że wrzucam odmierzoną część (w tym przypadku kaszę i mak) do garnka, zalewam wrzącą wodą (a w tym przypadku wodą i mlekiem kokosowym), doprowadzam ponownie do wrzenia i trzymam na najwyższym ogniu przez 2-3 minuty, a potem zmniejszam na minimum i tak gotuję około 20 minut, aż kasza będzie miękka, ale nie rozgotowana. Pod koniec gotowania kaszy (żeby wcześniej jej nie mieszać) dodać pozostałe składniki. </div>
<br />
Wszystkiego najlepszego w nowym roku!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-gPUs7LCcxr8/WkogfB6LI9I/AAAAAAAAKdQ/AnAa7a7V308tYFhV88hXY25oUpZXFHxawCLcBGAs/s1600/IMG_5380%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="869" data-original-width="1200" height="462" src="https://3.bp.blogspot.com/-gPUs7LCcxr8/WkogfB6LI9I/AAAAAAAAKdQ/AnAa7a7V308tYFhV88hXY25oUpZXFHxawCLcBGAs/s640/IMG_5380%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<br />Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-87717030834433503032017-12-30T12:29:00.001+01:002017-12-30T12:29:37.288+01:00Jagielnik zamiast sernika<div style="text-align: justify;">
Poświątecznie i przedsylwestrowo chciałam jeszcze podzielić się jednym przepisem. Jak już wiecie, jest wśród nas jedna osoba, która miała w te święta wyjątkowo kiepsko - ani glutenu w żadnej postaci, ani nabiału... słowem klops. Za punkt honoru postawiłam sobie zrobienie dobrego ciasta, żeby choć trochę jej te Święta osłodzić. Od początku wiedziałam, że ma to być jagielnik i chciałam, żeby w smaku był jak najbardziej zbliżony do naszego <a href="http://widzimrka.blogspot.com/2014/12/sernik-cioci-joasi.html" target="_blank">sernika</a>, bez którego, dla mnie przynajmniej, Święta to nie są Święta. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Muszę się jednak przyznać, że... poległam. Zamiast kombinować samodzielnie, dałam się skusić na jakiś makowo-cytrynowy przepis, w którym chyba czegoś zabrakło. Zdałam sobie sprawę z tego już na etapie przygotowania - masa zamiast w miarę lejąca się, była zwarta i coś mi podpowiadało, że po upieczeniu nie będzie dobrze. No i nie było. Na Wigilię każdy spróbował, moja Rodzina o dobrym sercu zapewniała, że "nie jest tak źle", "naprawdę jest smaczny", ale cóż, skoro ja wiem swoje i potrafię odróżnić dobre ciasto od niedobrego, więc nie ze mną te numery!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po powrocie z Wigilii przetrząsnęłam wszystkie szafki i wyszukałam składniki na kolejny jagielnik - znalazłam lepszy <a href="http://pinkcake.blox.pl/2013/03/Sernik-bez-sera-jaglany-weganski.html" target="_blank">przepis na stronie Pinkcake</a> i pierwszego dnia Świąt upiekłam dla Rudej kolejną wersję jagielnika, doprawiając ją tak, żeby jak najbardziej przypominała nasz sernik. Tu nie wyszedł mi trochę spód, bo do dyspozycji miałam tylko gorzkawą mąkę jaglaną, ale moim zdaniem spód nie jest potrzebny - zwłaszcza, że w naszym serniku go nie ma. Podaję więc tylko przepis na masę, bo tak od tej pory będę go robiła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Aha, zdjęcia to niestety małe oszukaństwo - to zdjęcia pierwszej, nieudanej wersji, polanej kokosową polewą z redukowanego na ogniu mleka kokosowego z ksylitolem i wanilią. No, ale innych nie mam :-)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Jagielnik na Święta</b></div>
<ul>
<li>1 szklanka kaszy jaglanej</li>
<li>2 szklanki mleka owsianego lub innego ulubionego roślinnego - do ugotowania kaszy</li>
<li>1 łyżka cukru z wanilią albo łyżeczka esencji waniliowej (ja dostałam buteleczkę esencji z Seszeli, jest boska!)</li>
<li>1 łyżka oleju kokosowego</li>
<li>0,5 szklanki miodu lub syropu z agawy</li>
<li>gęsta część mleka kokosowego z 2 puszek mleka dobrej jakości BIO (trzeba wstawić do lodówki)</li>
<li>bakalie</li>
<li>trochę aromatu migdałowego </li>
</ul>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Kaszę ugotować na miękko w mleku roślinnym, po czym zmielić porządnie w robocie kuchennym razem z resztą składników. Gdyby masa była zbyt gęsta, trzeba ją trochę rozrzedzić mlekiem. Wmieszać bakalie, przełożyć do tortownicy o średnicy 20 cm i piec 30-40 minut w 180 stopniach. Kroić dopiero po całkowitym wystudzeniu, najlepiej zrobić dzień wcześniej i wstawić na noc do lodówki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
P.S. A wiecie jak zrobić bezglutenową kutię? Bo ja wiem :-) Zamiast pszenicy użyliśmy pęczaku owsianego. Uznaję go za odkrycie roku, kutia owsiana jest dużo lepsza od tej z pszenicą!!! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-Q2iAqQCJmwY/Wkd3bKhHAOI/AAAAAAAAKcw/_354-4Si_9kgXGQBU4P8EshXsbTnAtBRQCLcBGAs/s1600/IMG_5364%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://1.bp.blogspot.com/-Q2iAqQCJmwY/Wkd3bKhHAOI/AAAAAAAAKcw/_354-4Si_9kgXGQBU4P8EshXsbTnAtBRQCLcBGAs/s640/IMG_5364%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-J-KiQ2LMoh0/Wkd3hhrABqI/AAAAAAAAKc0/TMGJt4A6f3Adu9ZsRok06TLC3yXlRO8GwCLcBGAs/s1600/IMG_5365%25282%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1067" height="640" src="https://4.bp.blogspot.com/-J-KiQ2LMoh0/Wkd3hhrABqI/AAAAAAAAKc0/TMGJt4A6f3Adu9ZsRok06TLC3yXlRO8GwCLcBGAs/s640/IMG_5365%25282%2529miniJPG.jpg" width="426" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-51259329404798717102017-12-23T13:40:00.001+01:002017-12-23T13:40:41.157+01:00Korzenne ciasteczka digestive na Święta<div style="text-align: justify;">
Ależ ja się tych ciasteczek w tym roku napiekłam... Mikołaj nakazał mi każde dziecko na mini-sesji świątecznej poczęstować, więc piekłam i piekłam, chyba ze cztery albo pięć razy. Ale przyznać trzeba, że to nie dzieci wszystko zjadły, o nie... :-)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Obiecałam, że podam przepis przed Świętami i oto on. Pochodzi ze strony <a href="http://www.napolslodko.com/razowe-ciastka-digestive-bez-cukru-slodzone-ksylitolem/#" target="_blank">Na pół słodko</a>, chociaż ja dla potrzeb mini-sesji dodałam przyprawy piernikowej, żeby wprowadzić dzieci (i siebie :-) ) w odpowiedni nastrój. Do tego świąteczne stempelki i prawie mamy pierniczki - których w tym roku nie upiekłam, bo nie byłam w stanie po raz kolejny zabrać się za wyrabianie i wykrawanie ciasta. No cóż, taki los fotografa :-)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Korzenne ciasteczka digestive</b></div>
<ul>
<li>150g zimnego masła lub zimnego oleju kokosowego</li>
<li>ok. 200 g mąki orkiszowej razowej typ 1820 - ja użyłam żytniej</li>
<li>ok .150 g płatków owsianych górskich</li>
<li>100 g ksylitolu lub cukru brązowego</li>
<li>ok. 1/4 szklanki mleka zwykłego lub roślinnego </li>
<li>duża szczypta soli</li>
<li>1 łyżeczka proszku do pieczenia</li>
<li>2 łyżeczki przyprawy korzennej</li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
Płatki owsiane grubo zmiksować, dodać mąkę, proszek do pieczenia, ksylitol, sól i wymieszać. Wkroić masło w kawałkach i rękami wyrobić ciasto, po drodze dolewając mleka, aby uformować gładką kulę. Wstawić na pół godziny do lodówki. Rozwałkować, powycinać i ew. wystemplować kształty, piec 15-17 minut w 170 stopniach. </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Wraz z tym przepisem składam wszystkim najlepsze życzenia na nadchodzące Święta - dużo zdrowia i miłości, a szczęście wtedy samo się znajdzie. Rodzinnych Świąt!</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-WbnGdv1JcGY/Wj5OOZsUbZI/AAAAAAAAKcE/iqvwqllNNqAKm2s2fKis5G-iT0iszTt-wCLcBGAs/s1600/IMG_1269%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://2.bp.blogspot.com/-WbnGdv1JcGY/Wj5OOZsUbZI/AAAAAAAAKcE/iqvwqllNNqAKm2s2fKis5G-iT0iszTt-wCLcBGAs/s640/IMG_1269%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-77540535640578952802017-11-08T16:26:00.001+01:002017-11-08T16:29:43.636+01:00Batoniki owsiane w czekoladzieTym razem post na specjalne życzenie :-)<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Odkryłam niedawno wspaniałą stronę <a href="http://www.napolslodko.com/" target="_blank">Na pół słodko</a> i skusiłam się na przepyszne, zdrowe <a href="http://www.napolslodko.com/owsiane-batoniki-migdalami-czekolada-slodzone-daktylami-bez-cukru-mleka-glutenu/#" target="_blank">batoniki owsiane</a>. Skusiłam się oczywiście z myślą o moim dziecku, chociaż nie będę ukrywać, że to głównie ja wydzielam sobie po jednym do kawy :-). Jak miło zjeść coś bez większych wyrzutów sumienia!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Batoniki owsiane w czekoladzie</b></div>
<ul>
<li>165 g górskich płatków owsianych </li>
<li>ok. 100 g suszonych daktyli lub 10 daktyli świeżych</li>
<li>60 g wiórków kokosowych</li>
<li>60 g masła migdałowego - zastąpiłam masłem z orzechów ziemnych</li>
<li>3 łyżki płatków migdałowych - w wersji "dla Rudej" można zastąpić np. słonecznikiem z chia albo pominąć</li>
<li>100 ml niesłodzonego mleka roślinnego (owsianego, jaglanego...)</li>
<li>1/2 laski wanilii</li>
<li>polewa: 50 g gorzkiej czekolady (z kawałkami pomarańczy pasuje najlepiej :) ) + 1 łyżka oleju kokosowego</li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
Daktyle suszone zalać wrzątkiem do namoczenia, daktyli świeżych moczyć nie trzeba. Płatki owsiane wraz z wiórkami kokosowymi uprażyć na patelni i wsypać do miski, dodać płatki migdałowe. Daktyle zmiksować na mus, dodać masło orzechowe, mleko roślinne i wanilię. Wymieszać dokładnie suche i mokre składniki. Przełożyć do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia. W oryginalnym przepisie mowa jest o dwóch blaszkach 30 x 11, ja miałam jedną dużą, ale całe szczęście masa daje się dobrze formować i się nie rozpływa, uformowałam więc kwadrat o grubości niecałego 1 cm. Piec około 15-17 minut w 180 stopniach, odstawić do ostudzenia. Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej z olejem kokosowym, polać ostudzoną masę, pokroić na 20 kawałków i wstawić w foremce do lodówki. Jak czekolada zastygnie można przełożyć do pudełka, przekładając pergaminem. Można oczywiście batoników czekoladą nie polewać, również będą pyszne!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-irnPLASTT6o/WgMh-5DPuFI/AAAAAAAAKUU/cAzEES30zEgBOCWu_0lRE8uKi5EozF34QCLcBGAs/s1600/IMG_1178%25282%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://2.bp.blogspot.com/-irnPLASTT6o/WgMh-5DPuFI/AAAAAAAAKUU/cAzEES30zEgBOCWu_0lRE8uKi5EozF34QCLcBGAs/s640/IMG_1178%25282%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-3146589323062967692017-11-02T13:16:00.000+01:002017-11-02T13:16:27.817+01:00Frytki warzywne z trzema sosami<div style="text-align: justify;">
Pogoda jest pod psem. Co ja mówię, pod setkami psów. Zimno, mokro, wieje. I - uważajcie - teraz wchodzę ja, cała na biało, z kolejnym rozgrzewającym przepisem. Oraz pewną informacją.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Może zauważyliście, że przy przepisach pojawił się nowy tag "dla Rudej". W ten sposób oznaczam przepisy, które nadają się - wprost lub po niewielkiej modyfikacji - dla osób na diecie bez nabiału i bez glutenu. Mleko w nich można zastąpić mlekiem roślinnym, śmietankę - śmietanką owsianą, mąkę - mąką bezglutenową. W razie pytań, na wszystkie chętnie odpowiem! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dzisiejszy przepis również jest "dla Rudej". Szkoda, że zostają jej same frytki, bo Ruda chwilowo nie może też jeść awokado i jajek, ale dobre i to - już same frytki są znakomite. Chyba, żeby podać do nich po prostu sos pomidorowy albo<a href="http://widzimrka.blogspot.com/2015/09/keczup-domowy.html" target="_blank"> domowy ketchup</a>. Jak wymyślę jakiś dodatkowy sos albo zrobię wegański majonez z aquafaby (<a href="http://www.jadlonomia.com/przepisy/weganski-majonez-doskonaly/" target="_blank">ten przepis</a> wygląda zachęcająco - spróbuj, Ruda :-)) na pewno się tym podzielę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tymczasem inspiracje miałam dwie. "Z życia" czyli z ulicy Polnej wziętą, gdzie podają znakomite frytki z batatów posypane cynamonem, z cytrynowym sosem aioli, oraz z książki "Rodzinna kuchnia Lidla", która w ogóle natchnęła mnie do zrobienia tego dania. Frytki zrobiłam i z marchewki, i z buraków, i z batatów, i z ziemniaków, bo tego zażyczył sobie mój syn. Sosy zaś były trzy: guacamole, tzaziki oraz aioli.<br />
<br />
Obieraczki w dłoń i do dzieła!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Frytki</b></div>
<ul>
<li><b> </b>buraki, bataty, marchewka, ziemniaki, pokrojone w słupki i wysmarowane oliwą</li>
</ul>
<b>Sos aioli</b><br />
<ul>
<li>majonez plus jogurt - tyle, żeby smak Wam odpowiadał, a jednocześnie sos był odpowiednio lżejszy</li>
<li>czosnek - nie za dużo - na pół szklanki sosu mały ząbek</li>
<li>sok cytrynowy do smaku - na pół szklanki z niecałej połowy cytryny, zawsze można dodać potem więcej :-)</li>
<li>sól, pieprz </li>
<li>ew. cynamon - choć można też posypać nim same frytki z batatów<b><br /></b></li>
</ul>
<b>Sos guacamole</b><br />
<ul>
<li>1 awokado</li>
<li>1 duży pomidor</li>
<li>1 czerwona cebula</li>
<li>1 mały ząbek czosnku</li>
<li> 1 łyżka posiekanej natki pietruszki lub kolendry</li>
<li>szczypta soli</li>
<li>szczypta pieprzu</li>
<li>sok z 1 limonki<b><br /></b></li>
</ul>
<b>Sos tzaziki </b><br />
<ul>
<li><b> </b>250 g jogurtu greckiego</li>
<li>100 g zielonego ogórka</li>
<li>1 mały ząbek czosnku</li>
<li>2 łyżki drobno posiekanego szczypiorku</li>
<li>szczypta soli</li>
<li>szczypta pieprzu</li>
<li>1 łyżka pokruszonych orzechów włoskich</li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
Piekarnik nastawić na 220 stopni i wstawić frytki wyłożone na papier do pieczenia. Piec około 20 minut. W tym czasie - jeśli jesteście szybcy - zdążycie przygotować sosy. </div>
<ul>
</ul>
<b>Guacamole</b><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
We wszystkich przepisach każą obrać ze skórki i pozbyć się pestek. Ja jednak lubię taki z pestkami, poza tym szkoda mi soku. Może jest trochę rzadszy, ale mi to nie przeszkadza. Tak więc ja obieram pomidora, kroję go, dodaję pokrojone awokado, drobno posiekany czosnek, cebulę i kolendrę sól, pieprz, sok z limonki, a potem z grubsza miksuję.</div>
<br />
<b>Tzaziki</b><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Do jogurtu dodać drobno posiekany czosnek, obrany i starty na tarce ogórek, posiekany szczypiorek, sól i pieprz. Na koniec posypać orzechami.</div>
<br />
<b>Aioli</b><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Od razu mówię, to przepis na skróty - zamiast ucierania żółtek z olejem daję zwykły majonez, rozrzedzony nieco jogurtem, do tego wyciśnięty ząbek czosnku, sok z cytryny, sól, pieprz i ewentualnie na końcu trochę cynamonu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bataty najlepiej smakują z aioli, sos tzaziki najlepszy jest do ziemniaków, a guacamole moim zdaniem wspaniale współgra z frytkami z buraków. Marchewka chyba ze wszystkim była jednakowo dobra :-)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-kqMKg7ERQpg/WfsLu7TW2OI/AAAAAAAAKTs/ZCUvyG6xAjolVVdXrIo86GoXHQMTnhK_gCLcBGAs/s1600/IMG_1163%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://2.bp.blogspot.com/-kqMKg7ERQpg/WfsLu7TW2OI/AAAAAAAAKTs/ZCUvyG6xAjolVVdXrIo86GoXHQMTnhK_gCLcBGAs/s640/IMG_1163%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-4288993998625301452017-10-25T12:36:00.000+02:002017-10-25T12:36:04.328+02:00Ryżowy, ryżowy pudding waniliowy z gruszkami<div style="text-align: justify;">
To jest ten moment. Chwila absolutnej szczerości. Przyszedł czas na wyznanie. Albowiem jest jedna rzecz, której mój mąż nie może mi wybaczyć i wypomina przy każdej okazji już nie wiem od ilu lat, a było to chyba jeszcze zanim zaczęłam prowadzić niniejszego bloga. Otóż pewnego razu przyrządziłam na jego urodziny<i> torta di riso</i> z gruszkami. I... wierna naszej rodzinnej tradycji, która nakazuje nie wypuszczać gości z pustymi rękami... rozdałam to, co zostało. O zgrozo!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wczoraj miałam jednak możliwość choć troszkę, ciut ciut się zrehabilitować. Bo do tej pory jakoś nie było okazji, żeby ten <i>torta di riso</i> powtórzyć (nie pytajcie dlaczego, bo nie wiem - widocznie wypomina w okresach, kiedy nie robimy ciast :-)). A że moi panowie mieli ostatnio jakieś problemy żołądkowe, plus ten młodszy siedzi przeziębiony w domu, a wiadomo, że wtedy matka nie pracuje i może gotować, naszła mnie myśl o przyrządzeniu puddingu waniliowego z gruszkami. Co też uczyniłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Ryżowy pudding waniliowy z gruszkami</b></div>
<ul>
<li>biały ryż - najlepiej jaśminowy, chociaż ja miałam akurat w szafce tylko ten do risotto </li>
<li>waniliowy napój ryżowy - można też dać zwykłe mleko, ale ja robię eksperyment ile bez mleka wytrzymam :-)</li>
<li>ewentualnie cukier z prawdziwą wanilią</li>
<li>gruszki (konferencje)</li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
Ilości nie podaję, bo każdy sobie ugotuje tyle, ile chce. Proporcja ryżu do płynu 1:2 plus trochę, bo ryż powinien się ugotować na bardzo miękko i nie powinien być suchy. A więc gotujemy ryż z mlekiem ryżowym/zwykłym, doprawiając ewentualnie do smaku. Pod koniec dodajemy cienko pokrojone plastry gruszek. Przy użyciu mleka ryżowego nie trzeba nic a nic dosładzać. Smacznego!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-84Vz3svkdwY/WfBocfQ7IVI/AAAAAAAAKSM/a2kN6Anvhg0DX6u1JbOtx4f3JO2wlVXWgCLcBGAs/s1600/IMG_1138%25282%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://3.bp.blogspot.com/-84Vz3svkdwY/WfBocfQ7IVI/AAAAAAAAKSM/a2kN6Anvhg0DX6u1JbOtx4f3JO2wlVXWgCLcBGAs/s640/IMG_1138%25282%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-50076701368401026062017-10-19T19:29:00.000+02:002017-10-24T23:09:53.718+02:00Gęsta zupa z soczewicy z krewetkami<div style="text-align: justify;">
Jutro ma się całkowicie popsuć pogoda. No niestety, na to nic nie mogę poradzić. Ale mogę Wam pomóc przetrwać te pierwsze, najgorsze dni. Trzeba zjeść coś ciepłego, coś z pomidorami i coś z niespodzianką (w roli niespodzianki - krewetki). Przepis powstał niezawodną metodą "co dwie głowy, to nie jedna". Bo to nieprawda, że "gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść", a "jak kota nie ma, to...". Wróć, chyba się za bardzo rozpędziłam z tymi przysłowiami :-). Grunt, że jak się dwie osoby lubiące gotować spotkają przy jednej kuchni, to nie ma siły, musi wyjść coś pysznego. Wyszłyśmy od jakiegoś przepisu z internetów, każda dołożyła swoje trzy grosze i powstała naprawdę smaczna, rozgrzewająca i sycąca zupa. Smacznego!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Gęsta zupa z soczewicy z krewetkami </b>(na 4 osoby)</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<ul>
<li>oliwa</li>
<li>1 duża cebula</li>
<li>3 ząbki czosnku</li>
<li>kubek czerwonej (lub zielonej) soczewicy</li>
<li>1 l bulionu warzywnego lub drobiowego</li>
<li>duża gałązka rozmarynu, oregano, tymianek</li>
<li>1 kg obranych pomidorów</li>
<li>3 ziemniaki</li>
<li>ok. 700 g gotowanych, obranych krewetek</li>
<li>natka pietruszki</li>
<li>sól i pieprz </li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
Na oliwie podsmażyć cebulę i czosnek. Wsypać kubek soczewicy, zalać bulionem, Gotować około 15 minut. Dodać gałązkę rozmarynu, pokrojone w kostkę pomidory i ziemniaki oraz krewetki. Gotować jeszcze około 15-20 minut, doprawić do smaku solą, pieprzem i przyprawami. Podawać posypane siekaną natką pietruszki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-YI6B7BUWxos/WejficaLKoI/AAAAAAAAKRo/JOdwf-WzVMoX7dnsksm61DSQs4Qy_ta9QCLcBGAs/s1600/IMG_0821%25281%2529mimiJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://2.bp.blogspot.com/-YI6B7BUWxos/WejficaLKoI/AAAAAAAAKRo/JOdwf-WzVMoX7dnsksm61DSQs4Qy_ta9QCLcBGAs/s640/IMG_0821%25281%2529mimiJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-32887186688943214492017-10-10T13:46:00.000+02:002017-10-10T13:46:06.319+02:00Grzanki z ciasta drożdżowego z twarogiem i malinami<div style="text-align: justify;">
Zadałam sobie ostatnio pytanie - czy aby wszystko zawsze musi być zdrowe? Myślę, że jeśli mnie czytacie, to znacie odpowiedź. Lubię moje małe grzeszki, pielęgnuję je i wracam do nich co jakiś czas, bo kto nie zjadł wieczorem czekolady przed telewizorem, ten niech pierwszy rzuci kamieniem! A propos telewizora - w któryś z ostatnich weekendówl oglądaliśmy z dzieckiem program "Okrasa łamie przepisy" i z ekranu wychynęła jakże smaczna pokusa nie do odparcia... Grzanki z ciasta drożdżowego z twarogiem i glazurowanymi malinami... Oboje się oblizaliśmy, spojrzeliśmy po sobie i sztama została zawiązana. Trzeba było tylko kupić ciasto drożdżowe i maliny - które o tej porze roku po prostu uwielbiam! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dodam, że grzanki ze zwykłym (lub niezwykłym, jak kto woli, bo domowym) chlebem zamiast ciasta wyszły również bardzo smaczne - to informacja dla tych, którym jednak pszenica szkodzi :-)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Grzanki z ciasta drożdżowego z twarogiem i glazurowanymi malinami</b> <b>wg Karola Okrasy </b><b><br /></b></div>
<ul>
<li>4 grube kromki ciasta drożdżowego </li>
<li>2 łyżki masła</li>
<li>1 łyżka miodu</li>
<li>100 g twarogu</li>
<li>1 łyżka miodu</li>
<li>200 g malin - świeżych, ale jak nie znajdziecie, to mogą być i mrożone</li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
Na suchej patelni zgrillować trochę plastry ciasta drożdżowego. Zdjąć, rozpuścić na patelni masło i włożyć ciasto na patelnię ponownie, żeby wchłonęło masło i nabrało jeszcze bardziej złotego koloru. Przełożyć je na talerz, na patelnię włożyć miód. Kiedy się rozpuści i zacznie się pienić, wrzucić maliny i podgrzewać 2-3 minuty. Na grzankach położyć biały ser i polać go malinową glazurą.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
P.S. Poniewczasie zorientowałam się, że ja również użyłam do podania (już chyba niemodnych) talerzy z łupka :-)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-PCwEiv3fnvs/WdyyRE0vkaI/AAAAAAAAKKU/woX-TIffd_4-td8B0U4EJnAQO5OgiXHPQCLcBGAs/s1600/IMG_0463%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://1.bp.blogspot.com/-PCwEiv3fnvs/WdyyRE0vkaI/AAAAAAAAKKU/woX-TIffd_4-td8B0U4EJnAQO5OgiXHPQCLcBGAs/s640/IMG_0463%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-75845723325035413332017-10-04T10:04:00.000+02:002017-10-04T10:04:28.670+02:00Polędwica z dorsza w sosie maślano-grzybowym<div style="text-align: justify;">
Kocham jesień. Uwielbiam poranne słońce (oczywiście kiedy jest), przeświecające przez liście drzew, kiedy jestem na spacerze z psem. Moja dusza fotografa od razu się wtedy raduje :-). A moja dusza kucharza rozpływa się na widok grzybów. Dusza mojego męża rozpływa się jeszcze bardziej, zwłaszcza jak oczyma wyobraźni widzi grzyby w połączeniu z rybą, i dlatego dziś oddaję mu moje łamy na ten stworzony przez niego przepis. Właściwie to mogłabym powiesić fartuch na kołku i pozwolić, żeby tylko on gotował - bo jedząc rozpłynęliśmy się z rozkoszy oboje :-).</div>
<br />
<b>Polędwica z dorsza w sosie maślano-grzybowym (na 4 osoby</b>)<br />
<ul>
<li>500 g polędwicy z dorsza</li>
<li>mąka (może być orkiszowa) i jajko do obtoczenia</li>
<li>sól, pieprz</li>
<li>ok 600 g podgrzybków</li>
<li>1 mała cebula</li>
<li>2 ząbki czosnku</li>
<li>3 łyżki masła plus trochę oliwy</li>
<li>połowa pęczka natki pietruszki</li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
Na patelni rozgrzać masło z oliwą i podsmażyć cebulkę oraz dwa ząbki czosnku. Jak się zeszklą, wrzucić oczyszczone i pokrojone w paski surowe grzyby. Podsmażyć je dość krótko (około 15 minut) na dużym ogniu bez przykrycia, żeby wilgoć dość szybko wyparowała i żeby były jędrne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W międzyczasie pokroić polędwicę, posolić, popieprzyć i obtoczyć najpierw w roztrzepanym jajku, a następnie w mące. Usmażyć na złoto z obu stron - też nie za długo, z każdej strony około 5 minut.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po usmażeniu ryby, zdjąć ją z ognia i odsączyć z tłuszczu na ręczniku papierowym. Do sosu dodać natkę pietruszki, sól, pieprz i dwie łyżki masła. Kiedy masło się rozpuści, wymieszać i położyć na sosie rybę, zmniejszyć ogień na mały i przykryć, a następnie dusić około 10 minut.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podawać z ziemniakami gotowanymi z wody (mogą być nieobrane, tylko pokrojone na kawałki). Jak mawiała nasza wspólna znajoma: <i>Delicious, mi-orgasmic!</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-CsyStzBXXuM/WdO1dyk0lYI/AAAAAAAAKIs/b1NmF6egUgcy2Ol3tCUxLerkH1nH922_gCLcBGAs/s1600/IMG_0451%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="897" data-original-width="1200" height="476" src="https://2.bp.blogspot.com/-CsyStzBXXuM/WdO1dyk0lYI/AAAAAAAAKIs/b1NmF6egUgcy2Ol3tCUxLerkH1nH922_gCLcBGAs/s640/IMG_0451%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-44494032111581830762017-09-22T12:37:00.001+02:002017-10-24T23:16:21.829+02:00Pieczone warzywa<div style="text-align: justify;">
Znacie kogoś, kogo pietruszka w ząbki kłuje? A seler? To właśnie ja. Sałatkę Waldorf omijam z daleka, pietruszkę toleruję co najwyżej w zupie albo w puree z ziemniakami (o tym pewnie jeszcze kiedyś będzie). Ale... pieczona pietruszka, jak się okazało, jest najlepszym warzywem na ziemi (no, może oprócz malinowych pomidorów). Seler też całkiem nieźle się sprawdza. Wypróbujcie więc swoich selero- i pietruszkoniejadków podając im wielki talerz pieczonych warzyw z rozmarynem. Pasują do wszystkiego, można też zajadać same, a na koniec wytrzeć aromatyczną oliwę kawałkiem chleba. Są po prostu obłędne. Słowo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Pieczone warzywa z rozmarynem</b></div>
<ul>
<li>Warzywa korzeniowe pokrojone w cienkie słupki: pietruszka, pietruszka, jeszcze raz pietruszka, marchewka i seler</li>
<li>Ziemniaki pokrojone w grubsze słupki</li>
<li>Czerwona cebula pokrojona w ósemki</li>
<li>Nieobrane ząbki czosnku</li>
<li>Gałązki świeżego rozmarynu</li>
<li>Przyprawy i zioła - ja na ogół daję, co mi w ręce wpadnie: słodką paprykę (odrobinę), suszony tymianek etc., ale tak naprawdę najbardziej lubię dodać jeszcze do tego gotową przyprawę do grilla tradycyjnego. Odrobina glutaminianu sodu jeszcze nikogo nie zabiła :-)</li>
<li>oliwa, oliwa, oliwa</li>
</ul>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Warzywa obrać (oprócz czosnku), pokroić, obsypać przyprawami, włożyć między nie gałązki rozmarynu, polać oliwą i dobrze rękami wymieszać (nie lubię, ale cóż, łyżką się tak dobrze nie da). Piec około 45 minut - 1 h w 160 stopniach, mieszając po drodze, żeby się nie przypaliło (tu jednak polecam zdecydowanie łyżkę :-) ) Najlepiej, kiedy warzywa są już podpieczone, ale jeszcze twardawe. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Aromat unoszący się w domu i rozkosz w gębie - bezcenne. To jedno z najlepszych i najbardziej rozgrzewających comfort foods i bardzo, bardzo polecam je na tę paskudną jesień.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-s2pBIVZSKOE/WcTnJnvJsSI/AAAAAAAAKHw/8Gek5UqPfLkTnY6ADn4d9ZY9dOFT5cr3ACLcBGAs/s1600/IMG_7031%25282%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://2.bp.blogspot.com/-s2pBIVZSKOE/WcTnJnvJsSI/AAAAAAAAKHw/8Gek5UqPfLkTnY6ADn4d9ZY9dOFT5cr3ACLcBGAs/s640/IMG_7031%25282%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-18458408618541036152017-08-25T09:52:00.001+02:002017-08-25T09:52:33.293+02:00Żeberka jagnięce i chutney morelowo-brzoskwiniowy<div style="text-align: justify;">
Z Włoch przywiozłam sobie parę gazetek kulinarnych - to podwójna korzyść, bo i język od strony kulinarnej trochę podszkolę, i zdobędę trochę nowych przepisów. Dzisiejszy pochodzi z gazetki "La Cucina Italiana", który ponoć ukazuje się od 1929 r. Traf chciał, że kiedy wyjechaliśmy rodzinnie na Warmię, moja Mama wzięła ze sobą żeberka jagnięce, a ja tę właśnie gazetkę. A tam.... Przepis na chutney z moreli! Do żeberek! To nie mógł być przypadek :-) </div>
<br />
Przepis trochę na ostatnią chwilę - morele już się kończą - ale najbliższy weekend ma być piękny, więc zapraszajcie gości i częstujcie ich!<br />
<br />
P.S. Przepis na marynatę do żeberek jagnięcych - autorstwa mojego niezawodnego w tych sprawach męża - został przez nas sprawdzony również do żeberek wieprzowych, pasuje znakomicie! Do moreli można zaś dodać brzoskwini lub je nimi zastąpić - to również sprawdzone :-)<br />
<br />
<b>Żeberka jagnięce </b>(na 4 osoby)<b> </b><br />
<br />
<b>Marynata </b><br />
<ul>
<li> 1,5 kg żeberek jagnięcych lub wieprzowych</li>
<li>ok. 1 łyżki soli</li>
<li>4 ząbki czosnku</li>
<li>4 łyżki sosu sojowego </li>
<li>4 łyżki octu balsamicznego</li>
<li>1 łyżeczka ostrej papryki</li>
<li>2 łyżeczki suszonego lub 2 gałązki świeżego rozmarynu, posiekane</li>
<li>3 łyżki miodu</li>
<li>olej lub oliwa</li>
</ul>
<b>Chutney</b><br />
<ul>
<li> 500 g moreli i/lub brzoskwiń</li>
<li>100 g czerwonej cebuli</li>
<li>2 łyżeczki cukru trzcinowego</li>
<li>ew. małe peperoncino (nie dodawałam, bo akurat nie miałam) </li>
<li>2 łyżki octu balsamicznego</li>
<li>sól</li>
</ul>
Przygotować marynatę (najlepiej dzień wcześniej), natrzeć żeberka podzielone na kawałki i wstawić do lodówki. Trzeba pamiętać, że powinno się je wyjąć do temperatury pokojowej około pół godziny przed przygotowaniem. Polecam piec je w piecu, na kratce lub w naczyniu żaroodpornym ok. 1 h, w temperaturze 200 stopni - to moja praktyka, chociaż w gazetce podają, że ichnie żeberka wieprzowe należy piec 18-20 minut w temperaturze 220 stopni. Jeśli będą twardawe, trzeba je piec nieco dłużej. Grill niestety odpada, bo przez dodatek miodu po prostu się na nim spalą.<br /><div style="text-align: justify;">
<br />W międzyczasie przygotować sos - wyjąć pestki z moreli, pokroić je na kawałki. Obrać cebulę, posiekać ją i zeszklić na oliwie w rondelku (około 4-5 minut), po czym dodać 2 łyżeczki cukru trzcinowego, kawałki moreli, i ew. peperoncino przekrojoną na pół, ocet balsamiczny i sporą szczyptę soli. Dusić na średnim ogniu przez około 15 minut, aż morele się rozpadną.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podawać żeberka w towarzystwie sosu. <i>O Mamma mia!</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i> </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-5SinGDCFDsk/WZ_XA21pQuI/AAAAAAAAKBA/2eH0KGh-gV8ZZtcpXpA2-CbA4rAghUftACLcBGAs/s1600/IMG_9657%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="754" data-original-width="1200" height="402" src="https://1.bp.blogspot.com/-5SinGDCFDsk/WZ_XA21pQuI/AAAAAAAAKBA/2eH0KGh-gV8ZZtcpXpA2-CbA4rAghUftACLcBGAs/s640/IMG_9657%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-81691738679708622682017-07-29T13:42:00.000+02:002017-07-29T13:42:44.441+02:00Vitello tonnato czyli cielęcina w sosie z tuńczyka<div style="text-align: justify;">
Pamiętam stare czasy, kiedy to pan, nazwijmy go Malinowski, przynosił do mojej Babci cielęcinę ze wsi dla całej rodziny. Rarytasik, jak mawiano, chociaż ja nigdy za młodu cielęciny nie lubiłam. Co innego jednak <i>vitello tonnato</i>, włoski specjał, który po prostu uwielbiam! A ponieważ mój Tata "załatwił" kawałek cielęciny (gdzie? od kogo? czyżby pan Malinowski...?), a my właśnie wróciliśmy z Włoch i nie możemy się chwilowo w polskiej rzeczywistości odnaleźć - <i>vitello tonnato </i>to był tak zwany <i>must<b> </b></i><b>:-).</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Najpierw należy przygotować pieczeń jagnięcą - ja zrobiłam ją wg. <a href="http://ewawachowicz.pl/przepisy,1025.html" target="_blank">przepisu Ewy Wachowicz</a><b><a href="http://ewawachowicz.pl/przepisy,1025.html" target="_blank"> </a>- </b>wydał mi się dość ciekawy, no i cielęcina miała być nie tylko do <i>vitello</i>, ale i na obiad i na kanapki. Potem mój mąż przygotował<b> </b>sos na bazie przepisu Roberta Makłowicza. Poszliśmy nieco na skróty, wykorzystując gotowy majonez, a wyglądało to tak (proponuję nieco mniejszą ilość niż podana :-)):<b><br /></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<b> Vitello tonnato</b></div>
<ul>
<li>około 200 ml majonezu</li>
<li>100 g tuńczyka </li>
<li>2 drobno posiekane filety z anchois</li>
<li>2 łyżki posiekanych kaparów</li>
<li>sól i ew. sok z cytryny do smaku</li>
</ul>
Składniki sosu zmiksować i podawać na plastrach pieczonej cielęciny.<i> Semplicissimo!</i><br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-2b_60ePGIsU/WXx0kkIDl2I/AAAAAAAAJ_U/byxnZ_V-IXY_fx3hZDCWtzMUt9SNp68FgCLcBGAs/s1600/IMG_8893%25282%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://2.bp.blogspot.com/-2b_60ePGIsU/WXx0kkIDl2I/AAAAAAAAJ_U/byxnZ_V-IXY_fx3hZDCWtzMUt9SNp68FgCLcBGAs/s640/IMG_8893%25282%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<i> </i> Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-35167545939439934382017-07-04T09:00:00.000+02:002017-10-24T23:18:38.573+02:00Ciasto ze spodem z orzechów i bakalii, czekoladą, bitą śmietaną kokosową i owocami<div style="text-align: justify;">
Przepis wyjątkowo wypróbowany - raz z koleżanką (nie chcę nawet wspominać co dodałyśmy do kokosowego mleka), potem kolejny raz, co to śmietana kokosowa postanowiła się nie ubić i pozostała w stanie półpłynnym, i na koniec - ciasto idealne. Odpowiednio dobrane orzechy, schłodzone i dobrze ubite mleko kokosowe, warstwa ciemnej czekolady oraz owoce. Nie powiem, że mało kaloryczne, ale na pewno zdrowe :-). </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Ciasto orzechowo-bakaliowe z bitą śmietaną kokosową</b></div>
<ul>
<li>300 g różnych orzechów/pestek (np. 100 g słonecznika, 100 g dyni, 100 g orzechów włoskich)</li>
<li>100 g rodzynek, do namoczenia we wrzątku</li>
<li>100 g świeżych daktyli (jeśli nie są świeże też trzeba je namoczyć; waga będzie inna, ale może pomoże informacja, że świeżych dałam 10 sztuk)</li>
<li>1 tabliczka gorzkiej czekolady</li>
<li>1 puszka schłodzonego mleka kokosowego (i agar albo żelatyna na podorędziu, tak na wszelki wypadek)</li>
<li>trochę ksylitolu do posłodzenia bitej śmietany</li>
<li>owoce</li>
<li>olej kokosowy do wysmarowania formy </li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
Namoczyć rodzynki (i ewentualnie daktyle) kilkanaście minut we wrzątku. Potem taką wodę można wykorzystać do posłodzenia czegoś. Wrzucić do blendera razem z orzechami i zmiksować. Masa nie powinna być sypka, tylko lepiąca się. W razie czego trzeba dodać jeszcze trochę rodzynek lub daktyli.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Formę o średnicy 29 cm wysmarować olejem kokosowym, wyłożyć masą orzechowo-bakaliową i wstawić do lodówki. Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej (można dodać 1 łyżkę oleju kokosowego nierafinowanego) i wyłożyć na spód, po czym wstawić do lodówki.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Schłodzone mleko ubić, dodając ksylitol. Moje doświadczenia są takie, że ubija się zarówno ta twarda część, jeśli wydzieli się z mleka (tak ubijałam do owoców z "bitą śmietaną") jaki całe mleko, jeśli ta twarda część się nie wydzieli (tak było w przypadku ciasta). Na wszelki wypadek warto jednak mieć pod ręką żelatynę lub agar, żeby nie było plamy :-). Ubitą śmietanę wyłożyć na spód, udekorować owocami, wstawić do lodówki i podawać schłodzone. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-Ermh7FI1C6s/WVqvN8UvrLI/AAAAAAAAJ-A/gQ_WtiMOiQckgGnC2BNHe1-5nHSuFdssgCLcBGAs/s1600/IMG_7158%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://3.bp.blogspot.com/-Ermh7FI1C6s/WVqvN8UvrLI/AAAAAAAAJ-A/gQ_WtiMOiQckgGnC2BNHe1-5nHSuFdssgCLcBGAs/s640/IMG_7158%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-44488975812276493792017-06-09T11:56:00.000+02:002017-10-24T23:19:21.929+02:00Zielone lody miętowe z matcha<div style="text-align: justify;">
Od dawna chciałam zrobić lody z matcha - czyli zieloną herbatą w proszku o wielu prozdrowotnych właściwościach. Klasycznie, żeby się nie narobić, miałam zamiar dodać ją po prostu do bananów, zmiksować i już. Problem polega niestety tylko na tym, że matcha ma dość intensywny smak i po dodaniu dosłownie łyżeczki-dwóch (na ok. 2 lub 3 banany, już nie pamiętam) zrobiło się niezbyt smacznie. Ja jednak tak łatwo się nie poddaję :-). Prowadzona kulinarną stroną mocy najpierw skierowałam kroki w stronę doniczki z miętą, a jak to nie pomogło, ręka sama sięgnęła po otwarty do <a href="http://widzimrka.blogspot.com/2012/01/moje-pyszne-tajskie-krewetki.html" target="_blank">obiadu</a> (przepis stary, aje jary :-) ) kartonik z mlekiem kokosowym. Nie muszę Wam chyba mówić, że skoro zrobiłam zdjęcia i umieszczam przepis tutaj, to znaczy, że było dobre :-)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ponieważ robiłam przepis z podmrożonych przez ok. 4 h bananów, część dałam do foremek na lody, żeby się porządnie zamroziła, a część wstawiłam jeszcze na moment do zamrażarki w pucharkach i podałam na deser, co i Wam polecam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Zielone lody miętowe z matcha</b></div>
<ul>
<li>banany (2-3 sztuki)</li>
<li>proszek matcha (polecam dodawać powoli do smaku)</li>
<li>kilka listków mięty (j.w.)</li>
<li>chlust mleka kokosowego</li>
</ul>
Banany podmrozić ok. 4 h, a potem zmiksować z pozostałymi składnikami. Podawać jak wyżej :-).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-MJ7KRRte3Wo/WTpvmY8AwLI/AAAAAAAAJ8g/TRvG6DyN1_04BQKPlzdri6RY38GqswGOwCLcB/s1600/IMG_6636%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://2.bp.blogspot.com/-MJ7KRRte3Wo/WTpvmY8AwLI/AAAAAAAAJ8g/TRvG6DyN1_04BQKPlzdri6RY38GqswGOwCLcB/s640/IMG_6636%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-JnAGYes_TsY/WTpwaK-zUQI/AAAAAAAAJ8s/prDpgcNX4-M3xBeC0qEoZY_b6uYCSlTXACLcB/s1600/IMG_6643%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://2.bp.blogspot.com/-JnAGYes_TsY/WTpwaK-zUQI/AAAAAAAAJ8s/prDpgcNX4-M3xBeC0qEoZY_b6uYCSlTXACLcB/s640/IMG_6643%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<br />Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-2184886655753277082017-06-08T12:56:00.001+02:002017-06-08T12:56:51.244+02:00Spaghetti ze szparagami, łososiem wędzonym i kozim serem<div style="text-align: justify;">
Są pewne połączenia, które zawsze się sprawdzają. Wśród nich pary: szparagi-łosoś wędzony oraz łosoś wędzony-kozi ser. Dorabiam oczywiście teraz teorię do mojego dania, a prawda jest taka, że po prostu trzeba było opróżnić nieco lodówkę, bo jeszcze dzień-dwa i szparagi wyszłyby z niej na własnych nogach. Przyznam, że tak gotować lubię najbardziej. Dajcie mi trzy* składniki, a zrobię z nich obiad :-).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
P.S. Czy ja wspominałam ostatnio coś o niejedzeniu makaronu? Tak, ale ten jest kukurydziany :-)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
* no dobra, tym razem siedem, nie licząc soli i pieprzu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Spaghetti ze szparagami, łososiem wędzonym i kozim serem </b>(na 2 osoby)<b><br /></b></div>
<ul>
<li>ok. 10-12 zielonych szparagów</li>
<li>ok. 50 g łososia wędzonego (tylko nie norweskiego!)</li>
<li>ok. 150 ml śmietanki owsianej (lub zwykłej)</li>
<li>świeży tymianek</li>
<li>spaghetti kukurydziane lub zwykłe (ZAWSZE daję na oko)</li>
<li>świeży kozi ser do posypania</li>
<li>łyżka masła </li>
<li>sól, pieprz </li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
Szparagi umyć, odłamać zdrewniałe końce i pokroić w plasterki (kilka główek można zostawić do dekoracji). Podsmażyć wszystko na maśle, aż szparagi trochę zmiękną. Dodać porwanego na kawałki łososia i podsmażać dalej parę minut. Wyjąć co bardziej miękkie główki szparagów i odłożyć na bok. Wlać śmietankę, dodać sól, pieprz i tymianek do smaku - uwaga, bo łosoś jest słony! Zredukować trochę sos, w międzyczasie wstawić makaron. Ugotowany makaron przełożyć na patelnię z sosem, wymieszać i podawać, posypane kozim serem i udekorowane główkami szparagów (ja nie wymieszałam, ale sztuka robienia zdjęć wymaga poświęceń :-) ).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-oq3sBV74iYI/WTks_79X9-I/AAAAAAAAJ8Q/jrsh30os0-oyOp-2GPHnrrM0EaV_1MMgQCLcB/s1600/IMG_6609%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://3.bp.blogspot.com/-oq3sBV74iYI/WTks_79X9-I/AAAAAAAAJ8Q/jrsh30os0-oyOp-2GPHnrrM0EaV_1MMgQCLcB/s640/IMG_6609%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-20637089894396491702017-06-05T17:06:00.000+02:002017-10-24T23:00:37.106+02:00Koktajl czekoladowo-orzechowy z tahini<div style="text-align: justify;">
Muszę się pochwalić, bo jestem dziś z siebie wyjątkowo dumna. Otóż, zrobiłam sobie doroczne badania krwi i... cukier, który do tej pory miałam nieco zbyt wysoki, wrócił do normy i to dobrze poniżej górnego limitu. A wszytko to niewątpliwie jest zasługą zmiany odżywiania. Nie była zbyt duża, bo wcześniej też nie piliśmy soków i nie jedliśmy słodkich jogurtów ani przetworzonej żywności, ale wystarczyła :-). Cukier biały wyrzuciłam z diety w ogóle, zastępując go syropem z agawy i ksylitolem, ale generalnie też je ograniczając. Unikam bananów i winogron, białej mąki, makaron jemy dużo rzadziej... Co zresztą widać, jeśli prześledzić wpisy na niniejszym blogu :-). No i udało się!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W związku z tym postanowiłam zaszaleć i wręczyć sobie samej nagrodę w postaci przepysznego koktajlu. Przepis znalazłam w wydaniu specjalnym magazynku Kuchnia, pt. "Koktajle" pod nazwą "Kakaowy z tahini" :-). Zastąpiłam tylko 150 ml (!) śmietany kremówki kilkoma łyżkami śmietanki owsianej. Powiem tak: ambrozja!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Koktajl czekoladowo-orzechowy z tahini (3-4 porcje)</b></div>
<ul>
<li>2 dojrzałe banany</li>
<li>2 łyżki tahini</li>
<li>2 łyżki masła orzechowego</li>
<li>3-4 łyżki naturalnego kakao</li>
<li>500 ml mleka orzechowego (ja dałam ryżowe)</li>
<li>kilka łyżek śmietanki owsianej (można się bez niej spokojnie obyć - po prawdzie najpierw zmiksowałam, a potem przeczytałam jak należy to zrobić :-) )</li>
</ul>
<div style="text-align: justify;">
Banany obrać, pokroić na kawałki i podmrozić 2 godziny. Zmiksować wszystko. W przepisie oryginalnym śmietanę kremówkę należy ubić i napełnić szklankę na przemian bitą śmietaną i koktajlem, ale intuicja mówi mi, że mogłabym od tego umrzeć :-)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-TnRb97ToSP4/WTVy1a5xdrI/AAAAAAAAJ78/8EpirvYUHCo0rcnLMGNkxZEM3EXDv9UrwCLcB/s1600/IMG_6594%25282%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="1600" height="426" src="https://2.bp.blogspot.com/-TnRb97ToSP4/WTVy1a5xdrI/AAAAAAAAJ78/8EpirvYUHCo0rcnLMGNkxZEM3EXDv9UrwCLcB/s640/IMG_6594%25282%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2062651135298200686.post-34713318506930383432017-06-02T12:42:00.000+02:002017-06-02T12:42:00.020+02:00Krab w court bouillon<div style="text-align: justify;">
<i>Court bouillon </i>używa się do gotowania ryb i owoców morza - jest to, krótko mówiąc bulion aromatyzowany warzywami i ziołami, które podkreślają ich smak i sprawiają, że ich mięso staje się bardziej aromatyczne. Przepisów jest kilka, ale ja wybrałam taki, który najlepiej pasował do kraba, którego musiałam ugotować. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tu muszę niestety zaznaczyć, że krab powinien być żywy. Czasem, przechowywany w chłodzie, "hibernuje", ale po kilku minutach powinien zacząć się ruszać. W każdym razie sflaczały krab raczej już nie żyje. Jeśli przejdzie do krainy wiecznych łowów przed gotowaniem, a wiemy, że jest świeży - jak to się stało w moim przypadku, uff - to nic nie szkodzi, możemy spokojnie go zjeść.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mięso z kraba znajduje się głównie w szczypcach - żeby je wyciągnąć, można użyć dziadka do orzechów oraz takiego specjalnego, cienkiego narzędzia z haczykiem na końcu. Ja narzędzia tego nie posiadam, ale poradziłam sobie widelczykiem do ciasta i nożem do steków :-). Mięso można dodać do sałatki, albo wymieszać z odrobiną majonezu (ja miała francuski, pychota!) i podać na kanapce.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No, ale najpierw trzeba ugotować...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Court bouillon</b></div>
<ul>
<li>garnek wody</li>
<li>kilka gałązek zielonej pietruszki</li>
<li>kilka gałązek świeżego tymianku </li>
<li>parę ziarnek czarnego pieprzu</li>
<li>parę ziarnek anyżu (można też dodać goździka)</li>
<li>2-3 listki laurowe</li>
<li>dobry chlust białego wytrawnego wina</li>
<li>pół cytryny, wyszorowanej i pokrojonej w plasterki</li>
<li>kawałek pora, pokrojonego w plasterki</li>
<li>1 marchewka pokrojona w plasterki</li>
<li>trochę soli</li>
</ul>
<b> </b><br /> Zioła związać sznureczkiem lub włożyć do specjalnego woreczka. Dodać resztę składników, zagotować wodę. Kraba włożyć do wody i docisnąć, żeby od razu zaczął się gotować. Gotować przez 10 minut, potem wyłączyć gaz i zostawić jeszcze na 10 minut. Dostudzić w temperaturze pokojowej.<br />
<br />
Naprawdę, z tym majonezem na kanapce.... Mniam!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-6yICh-uKzM0/WTFAvDAjpqI/AAAAAAAAJ7o/zh3TMIr4jB4P7jrHR4_zRvIKUNWzqVmnACLcB/s1600/IMG_6515%25281%2529miniJPG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://2.bp.blogspot.com/-6yICh-uKzM0/WTFAvDAjpqI/AAAAAAAAJ7o/zh3TMIr4jB4P7jrHR4_zRvIKUNWzqVmnACLcB/s640/IMG_6515%25281%2529miniJPG.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />Widzimrkahttp://www.blogger.com/profile/17433133967970220932noreply@blogger.com2