wtorek, 28 kwietnia 2015

Behind the scenes

Tak sobie często gotujemy wspólnie z synkiem. Tutaj akurat gnocchi z masłem szałwiowym (przepis stary, ale, jak to się mówi, jary). Idylla? Bynajmniej... A jak już nerw szarpnie w trakcie przygotowań to... no właśnie, znajdź na obrazku :-)


czwartek, 23 kwietnia 2015

Groszek, łosoś i ser kozi

To jeden z wielu przepisów, które powstają u mnie spontanicznie pod hasłem oczyszczania lodówki. Tam leży jakiś serek, tu kawałek łososia, w szafce puszka groszku... i zrobiła się całkiem smaczna przekąska, zamiast obiadu, na który Pan Mąż nie dowiózł składników. A kozi serek w takiej sałatce zamiast majonezu jest naprawdę godny uwagi :-)

Groch z łososiem (2 porcje)
  • 1 puszka groszku
  • ok. 150 g łososia wędzonego na ciepło
  • opakowanie twarożku koziego
Wymieszać, podawać z pomidorkami koktajlowymi. Można w miseczce, albo można ułożyć warstwami w specjalnej foremce - warstwa sałatki, warstwa łososia i na koniec jeszcze odrobina koziego sera. Pan Mąż wprawdzie był piekielnie głodny, ale twierdził, że naprawdę dobre. Jak się najadł, to dalej tak twierdził :-) A że i zdjęcie się udało... Cóż, ja się wcale nie chwalę :-)



wtorek, 21 kwietnia 2015

Kiszka narodowa

Kiszka zupełnie niespożywcza, wręcz nieco niezjadliwa nawet. Znowu, proszę Państwa, zawiniła taśma... Ale do przerwy było fajnie. Narodowy pełen kibiców robi potężne wrażenie.

Dzieło strzelone komórką :-)



czwartek, 16 kwietnia 2015

Kotleciki z indyka z rozmarynem i grana padano

Achhh, zapomniane panierowane kotleciki... Chyba na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy w moim dorosłym życiu robiłam schabowe - bo w domu rodzinnym zdarzało się, i owszem (do dziś dźwięczą mi w uszach słowa mojej Mamy: "bierzesz jajko..."). Po prostu jakoś mi z nimi (i z wieprzowiną w ostatnich latach) nie po drodze. No, ale całe szczęście kotleciki można zrobić ze wszystkiego.

Wczoraj nie zdążyłam zamarynować udźca z indyka i musiałam przygotować coś na szybko. A że akurat zagłębiałam się w zawiłości zaświadczenia o nadaniu partita IVA, to zachciało mi się Włoch. I oto one, na talerzu:

Kotleciki z indyka z rozmarynem i grana padano
  • bułka tarta (ok. 3-4 łyżek na 3 porcje kotlecików)
  • mąka (j.w.)
  • 1 jajko 
  • łyżka posiekanego rozmarynu
  • ok. 2-3 łyżek tartego grana padano
  • ok. 0,5 udźca z indyka
  • sól, olej do smażenia
Udziec pokroić na mniejsze kawałki, posolić. Jajko rozbić na talerz. Przygotować panierkę, mieszając wszystkie pozostałe składniki. Mięso obtaczać w jajku, potem w panierce i smażyć kilka minut na większym ogniu z dwóch stron, po czym zmniejszyć grzanie, przykryć pokrywką i zostawić na kilka minut, żeby kotleciki były soczyste. U mnie z ziemniakami z wody i surówką z tartej marchewki i jabłka.



środa, 15 kwietnia 2015

Under the copper sky...

Trochę apokaliptycznie bywało u nas ostatnio... I znowu okna do mycia. Koniec świata vs. proza życia: 0:1.



sobota, 11 kwietnia 2015

Bouillabaisse. No... prawie.

Wczoraj spadło mi z nieba 5 kg filetów z dorsza. Nie żartuję. Pięć kilo! Cała, wielka, pękata torba. Całe szczęście u mnie w domu są sami miłośnicy ryb. Jednak po rozdzieleniu na "to-dziś-na-obiad", "tamto-do-zamrożenia", "i-to-też", "to-również", "i-tamto", zostało jeszcze "niech-to-szlag-nic-się-już-w-zamrażarce-nie-zmieści". Czyli, lekko licząc, jakieś 2 kilo.

Co było robić? Przejrzałam pobieżnie różne strony z przepisami na bouillabaisse (o której często marzę i o której śnię) i doszłam do wniosku, że coś się z tego uda wyczarować. Wysłałam Pana Męża po kilka składników do naszego wiejskiego sklepiku i zabrałam się do roboty.

Od razu mówię, że nie jest to prawdziwy przepis na bouillabaisse, a jedynie moja interpretacja i kombinacja z tego, co było pod ręką. Mimo to, zupa wyszła przepyszna. Dziecko i ja - po jednej dokładce, Pan Mąż aż cztery! 

Polecam jednak robienie takiej zupy z użyciem różnych rodzajów ryb lub/plus wywaru z rybich głów i ości - będzie bardziej aromatyczna.

Zupa rybna
  • ok. 2 kg (filetów z) różnych ryb
  • ok. 15 krewetek gotowanych, w całości
  • 1/2 bulwy kopru włoskiego
  • 6 pomidorów
  • 6 ziemniaków
  • 1 cebula
  • 3 ząbki czosnku
  • 1 łyżka słodkiej papryki w proszku
  • skórka z 1 pomarańczy
  • 2 łyżki oliwy
Zagotować ok. 5 l wody, włożyć do środka ryby i krewetki. Lekko posolić. Dobrze byłoby na początek użyć kilku ryb w całości, a same filety ugotować w zupie nieco później, na koniec. No, ale jak się nie ma co się lubi... :-). Ugotować, przelać przez sitko. Moje filety rozpadły się całkowicie, wyjęłam więc krewetki a potem przełożyłam mięso do miski, przebierając przy okazji pod kątem ości.

Na patelni rozgrzać oliwę, podsmażyć posiekany czosnek i pokrojoną w piórka cebulę. Dodać pokrojoną w paseczki bulwę kopru włoskiego i 6 pomidorów pokrojonych w ósemki, wcześniej sparzonych i obranych ze skórki. Przełożyć do garnka, zalać wywarem z ryb. Dodać sparzoną i wyszorowaną skórkę z pomarańczy, doprawić słodką papryką i gotować jakiś czas, aż zupa nabierze odpowiedniego koloru i aromatu. Na koniec doprawić solą.

I teraz tak: ja robiłam taką zupę po raz pierwszy i dodałam do niej ziemniaki od razu. Potem doszłam do wniosku, że nie będę jednak jeść ugotowanej cebuli, kopru włoskiego i skórki z pomidorów (których nie sparzyłam, bo nie pomyślałam). Kiedy zupa była gotowa przelałam ją więc kolejny raz przez sito i wygrzebywałam potem ziemniaki. Kiedy będę ją robiła drugi raz to, jak pisałam wyżej, do wywaru użyję całych ryb różnego rodzaju. Potem odcedzę go i wyjmę mięso, które zostanie na sitku. Wywarem zaleję podsmażone warzywa (bez ziemniaków), po ugotowaniu odcedzę po raz kolejny i dopiero wtedy włożę do zupy kilka filetów oraz pokrojone w kostkę ziemniaki. Będę gotować jeszcze ok. 25 minut.

Podając, do miseczek włożyłam mięso z dorsza i obrane krewetki, a obok położyłam natarte czosnkiem grzanki posmarowane masłem. Trochę zachodu jest, ale warto!






piątek, 10 kwietnia 2015

Bananowy jest po Świętach żywot mój...

Exactly. W czasie świątecznego obżarstwa (lub nie, w moim przypadku) cały pęk bananów uległ nieoczekiwanemu sczernieniu. Tak samo jak i dwie sztuki awokado. Co z nimi (i dwoma spośród bananów) zrobiłam, dowiecie się w jednym z kolejnych postów. A tymczasem... przed Wami kolejna publikacja z cyklu "jak nie zmarnować i nie zwariować" :-).

A było to tak. Wydelikacone podniebienia Państwa zażądały w ramach ograniczania mięsa krewetek. Najlepszych (tu trochę prywaty), według najlepszego przepisu (tu też). A do krewetek ryżu gotowanego na mleku kokosowym. A że w mojej głowie świtał już pewien pomysł (dziecko za krewetkami nie przepada, trzeba było zastosować wariant B), ryżu tego ugotowałam więcej. Starczyło i na michę dla małego A., i na śniadanie dla naszej trójki dnia następnego. Kolor wprawdzie nieco zrobił się szarawy o poranku, ale w smaku - niebo w gębie!

Ryż bananowy na mleku kokosowym (na 4 porcje)
  • 150 g ryżu jaśminowego
  • 200 ml mleka kokosowego
  • 250 ml wody
  • szczypta soli
  • 2-3 dojrzałe banany (zależnie od wielkości)
  • do posypania: szczypta zmielonej kawy lub kakao
Ryż przepłukać, wsypać do garnka, zalać mlekiem i wodą, posolić. Gotować na b. małym ogniu aż będzie całkowicie miękki (w razie potrzeby dolewając po odrobinie wody). Na koniec dodać banany, rozgnieść je porządnie i wymieszać, żeby rozpuściły się i dobrze połączyły z ryżem. Przełożyć do miseczek, udekorować plasterkami bananów i posypać kawą (my) lub kakao (bachorzę). Smacznego!



środa, 8 kwietnia 2015

Zapiekanka z jagnięciny, czyli jak nie marnować jedzenia po Świętach

W tym roku wszyscy przeszli na program minimum i jedzenia po Świętach naprawdę nie zostało dużo. Ale jednak zostało. Nie znoszę marnować jedzenia, a z domu wyniosłam umiejętność wykorzystywania wszelkiego rodzaju resztek do tworzenia nowych i często zadziwiająco smacznych potraw. Nie mogłam więc przepuścić jagnięcinie, na której świąteczny rosół zrobił mój teść...

Dzisiaj na obiad zjedliśmy "chłopską" zapiekankę z jagnięciny i ziemniaków, wykorzystując również resztki świątecznych wędlin. Wyczyściliśmy lodówkę do zera :-). Nie jest to może danie dietetyczne, ale jeśli ktoś tak jak ja nabawił się w Święta niestrawności, przez co ominęła go większość przysmaków, to może sobie pozwolić :-).

Zapiekanka z jagnięciny i ziemniaków (na 4 porcje)
  •  jagnięcina (lub inne mięso) z rosołu - mniej więcej objętość miski śniadaniowej na płatki
  • 4-5 większych ziemniaków
  • 1 malutka cebula czerwona
  • plasterki boczku ze świątecznego stołu (4-5 małych) + ew. resztki innych wędlin, np. kiełbasy, dosłownie 4-5 plasterków
  • 2 jajka
  • 200 ml śmietanki 18%
  • sól i pieprz
  • odrobina grana padano
Ziemniaki podgotować, żeby były lekko twardawe. Wędliny pokroić w kostkę i podsmażyć na patelni bez dodatkowego tłuszczu. Dodać pokrojoną w drobną kostkę cebulę. Kiedy cebula się zeszkli dodać mięso. Jajka roztrzepać ze śmietanką, dodając soli i pieprzu.

Dno niewielkiego naczynia żaroodpornego wyłożyć plasterkami ziemniaków, na to wyłożyć połowę mięsa. Przykryć kolejną warstwą ziemniaków, wyłożyć kolejną warstwę mięsa i na koniec przykryć plasterkami ziemniaków. Zalać śmietanką i posypać z wierzchu trochę grana padano.

Wstawić do piekarnika nagrzanego na 180 stopni na ok. 30 minut - 20 min. pod przykryciem i 10 min. bez, żeby zrumienić wierzch (na te ostatnie 10 minut można przełączyć na funkcję termoobiegu z górną grzałką). I zasiąść do stołu z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku :-).






niedziela, 5 kwietnia 2015

(Spóźniony) mazurek pomarańczowy

Do piątkowych życzeń dołączam przepis na mazurek pomarańczowy mojej Babci. Przepis czeka na publikację już parę lat, ale w świątecznym zamieszaniu nigdy nie miałam czasu na zrobienie porządnego zdjęcia. Ponieważ jednak w tym roku mazurek ma niespotykany kolor, postanowiłam tym razem zebrać się w sobie i go uwiecznić, bo to się pewnie prędko nie powtórzy. Przypomnę Wam o nim za rok przed Wielkanocą :-)

A skąd ten ciekawy kolor? Do mazurka staram się zawsze dawać pomarańcze i cytryny bio, niepryskane i niewoskowane. W tym roku zaopatrzyłam się w małym sklepiku po sąsiedzku, zapominając, że pan kiedyś tłumaczył mi, skąd pochodzą jego eko-pomarańcze. A mianowicie z Sycylii. Piękne, krwiste i zdecydowanie niepomarańczowe :-)

Z podanych proporcji zrobiłam dwa mazurki - jeden prostokątny w blasze o wymiarach 33 x 23 cm i jeden okrągły w formie do tart o średnicy ok. 25 cm.

Mazurek pomarańczowy
  • 0,5 kg mąki
  • 250 g masła
  • 1 łyżka śmietany
  • 1 łyżka zimnej wody
  • 2 żółtka
  • 0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 3/4 szklanki cukru
  • zapach waniliowy
Na masę
  • 2 duże pomarańcze (lub 3 mniejsze)
  • 1 cytryna
  • 2 szklanki cukru
  • ew. 1 łyżeczka żelatyny
Z podanych składników zagnieść ciasto i wstawić na 30 minut do lodówki. Formę wysmarować grubo masłem i wyłożyć ciastem na grubość ok. 1 cm. Podziurawić widelcem, piec w 180 stopniach przez ok. 20-30 minut, aż osiągnie złoty kolor. 
Pomarańcze i cytrynę zetrzeć w całości na tarce (w robocie kuchennym, zmiksować w blenderze, zmielić w maszynce...). Jeśli macie 3 mniejsze pomarańcze możecie z połowy jednej zdjąć skórkę, żeby masa nie była zbyt gorzka. Dodać cukier. 
Mój Dziadek zawsze ucierał masę w makutrze tak długo, aż zgęstniała i ścięła się od pektyny zawartej w owocach, ale ja już niestety nie jestem tak wytrwała... Na ogół dodaję trochę żelatyny - niedużo, tyle ile trzeba, żeby masa nie spływała z ciasta, a jednocześnie nie przypominała galaretki. Gotową wyłożyć na całkowicie ostudzone ciasto.

Bez tego mazurka nie ma u nas Świąt! Chociaż muszę powiedzieć, że w tym roku wszyscy mieli dość zdziwione miny :-).