czwartek, 20 grudnia 2012

Pots au pain d'epices

Święta się zbliżają, a z nimi czas przedświątecznych spotkań z przyjaciółmi. Zamiast (albo obok :-) ) śledzika z cebulką proponuję więc coś słodkiego - piernikowe pots au pain d'epices, których smak przywoła nadchodzące Boże Narodzenie i będzie ukoronowaniem naszych małych "wigilii". Przepis to zmodyfikowana recette na pots a la vanille z francuskiej strony www.750g.com  - do wanilii dorzuciłam nieco piernikowych przypraw i zrobiłam piernikową kruszonkę.

Pots au pain d'epices (6 sztuk)
  • 0,5 l pełnego mleka (miałam tylko 2% więc dodałam kilka łyżek śmietanki 30%)
  • pół laski wanilii
  • przyprawy: cynamon, kardamon itp.
  •  5 żółtek
  • 1 całe jajko
  • 2 łyżki zimnej wody
  • 60 g drobnego cukru
  • kilka pierniczków (np. z Ikei)
  • masło (na oko, ale nie więcej niż 30-40 g)
Nagrzać piekarnik do 180 C. Laskę wanilii przeciąć na pół, wyskrobać ziarenka i razem ze "skórką" wrzucić do mleka, dodać pozostałe przyprawy, sprawdzając smak, żeby nie przedobrzyć. Zagotować, odstawić. Żółtka i całe jajko zmiksować z zimną wodą, potem dodać cukier. Kiedy masa zbieleje, wlać gorące mleko (uprzednio wyjąwszy laskę wanilii). 6 ramekinów wstawić do większej formy i zalać do połowy wysokości wodą. Przelać masę do foremek i wstawić do piekarnika. Przygotować kruszonkę - widelcem rozgnieść pierniczki i dodać masło. 

Przepis podaje, że należy piec 20 minut, ale u mnie masa ścięła się dopiero po około 30 minutach z włączonym w połowie pieczenia termoobiegiem. Kiedy tylko zrobi się sztywna, wyłożyć na wierzch kruszonkę i dopiec (ok. 10 minut). Z uwag dodam tylko, że masa była dość mało słodka - mnie to nie przeszkadza, ale można dodać więcej cukru, np. 80 g.

Wyjąć, schłodzić, wstawić do lodówki na minimum godzinę. Przed podaniem ozdobić według uznania.

P.S. Bardzo dziękuję, Mikołaju, za książkę o fotografii kulinarnej. Cmok ;-)




poniedziałek, 17 grudnia 2012

Nowa, świecka, piernikowa tradycja

Tak się jakoś złożyło, że co roku spotykamy się przed Świętami z przyjaciółmi na pieczenie pierniczków. Gdyby nie oni, sami na pewno byśmy się do tego nie zabrali - wciąż mam koszmary na wspomnienie  wypiekania ton pierniczków dla klasy mojego najmłodszego brata. Zagniatanie, wycinanie, pieczenie, zagniatanie, wycinanie, pieczenie, zagniatanie... Brrr!






























Ja od zawsze posługuję się starym przepisem na pierniczki z Ikei - jego historia sięga chyba jeszcze moich licealnych czasów, kiedy to Ikea mieściła się w Alejach Jerozolimskich i jeździłam tam w grudniu, żeby poczuć magię Świąt (i zapach pierniczków, oczywiście ;-).

Przygotowałam ciasto z połowy składników - i tak wyszło sporo. W tym roku pamiętałam w końcu, żeby dodać sporo więcej miodu i po raz pierwszy dodałam masło zamiast margaryny - różnica w smaku kolosalna! Dodałam też trochę kardamonu, bo lubię ;-)

Szwedzkie pierniki pepparkakor
  • 0,3 l miodu
  • 0,4 kg cukru
  • 350 g masła
  • 0,3 l śmietanki kremówki
  • 1,5 kg mąki
  • 1 łyżka stołowa proszku do pieczenia
  • 1,5 łyżki stołowej cynamonu
  • 1 łyżka stołowa goździków
  • 1,5 łyżki stołowej imbiru
Wymieszać masło, miód, cukier i przyprawy. Ubić śmietankę i powoli dodawać do ciasta. Rozpuścić proszek do pieczenia w niewielkiej ilości wody i dodać do ciasta. Dodawać stopniowo mąkę, aby ciasto nabrało stałej konsystencji. Zawinąć w folię i odłożyć do lodówki. Następnego dnia rozwałkować, wyciąć dowolne kształty, ułożyć na blasze i włożyć do piekarnika nagrzanego na 175 C na 10-15 minut, aż się zrumienią.

My piekłyśmy (w tle widać jeszcze jeden absolutnie niezbędny składnik ;-), a dzieci dekorowały.





wtorek, 11 grudnia 2012

Kalmary!

Wspomnienie lata, kiedy to z przyjaciółmi zajadaliśmy się krążkami kalmarów na nadmorskim klifie, owiewani świeżą bryzą... Za podstawę przepisu posłużył ten (nie mieliśmy niestety kolendry, więc wyszła wersja prostsza, ale nie mniej smaczna, jak sądzę).

Krążki kalmarów (na przekąskę dla 4 osób)
  • 1 kg kalmarów
  • białka jajek, lekko ubite (minimum 2)
  • mąka
  • olej do smażenia
  • majonez i jogurt naturalny
  • czosnek
  • keczup
  • brandy
Kalmary (w które zaopatrzyliśmy się tu), należy najpierw opłukać i oczyścić. Jak to zrobić, najlepiej pokazuje tutorial na youtube.


Przygotować sosy. Pierwszy: wymieszać majonez z jogurtem, lekko posolić, popieprzyć i dodać wyciśnięty ząbek czosnku. Drugi: do majonezu dodać trochę keczupu i brandy.

Po oczyszczeniu kalmary pokroić w paski, zamoczyć w białkach i obtoczyć w mące. Na patelnię wlać dość dużo oleju, rozgrzać go mocno i smażyć krążki przez 1-2 minuty, pamiętając o tym, żeby nie włożyć za dużo na raz i nie obniżyć w ten sposób temperatury oleju. Odsączyć na ręczniku papierowym i podawać z przygotowanymi wcześniej sosami i bagietką. Mniam ;-)


niedziela, 25 listopada 2012

czwartek, 22 listopada 2012

Łosoś w sosie pomarańczowo-rozmarynowym

Dzisiejsze danie jest w dużej mierze dziełem przypadku. Aktualnie z niedospania mój umysł działa w trybie automatycznym i jak tylko może przełącza się na bieg jałowy ;-). Na takim właśnie biegu robiłam dziś zakupy. Pomarańcze? Do koszyka. Bataty? Do koszyka. Mascarpone? Do koszyka. Dopiero gdzieś w połowie drogi do samochodu zaczęłam zastanawiać się co dziś mogę zrobić na obiad. I tak jakoś się złożyło, że wyszło naprawdę nieźle ;-)

Łosoś w sosie pomarańczowo-rozmarynowym (na 2 osoby)
  • ok. 0,5 kg filetu z łososia
  • skórka z połowy pomarańczy
  • sok z niecałej pomarańczy
  • 3-4 łyżki mascarpone
  • trochę śmietanki 12%
  • 2 gałązki rozmarynu + kilka listków do posiekania
Łososia umyć, posolić, włożyć do naczynia żaroodpornego. Polać oliwą, skropić sokiem z pomarańczy, na wierzchu każdego kawałka położyć gałązkę rozmarynu i wstawić do pieca na pół godziny w 180 stopniach.

Bataty obrać, pokroić na kawałki, ugotować w posolonej wodzie ze szczyptą skórki pomarańczowej. Na patelnię wlać śmietankę (mi zostało po czymś kilka łyżek), dodać mascarpone (zostawić jedną łyżkę), poczekać aż się rozpłynie. Dodać trochę soli, posiekany rozmaryn, a następnie dodawać sok i skórkę z pomarańczy. Sos powinien być bardzo delikatny, odrobinę kwaskowaty (od soku) z wyraźną, ale niezbyt intensywną nutą pomarańczy (od skórki).

Kiedy bataty się ugotują, odlać wodę i zmiksować na puree z dodatkiem odrobiny soku z pomarańczy i łyżki mascarpone. I pomarańczowy obiad gotowy ;-)

czwartek, 15 listopada 2012

Pumpkin pie

Na specjalne życzenie ;-). Pomarańczowo-dyniowa pycha według przepisu z niezawodnej strony www.kwestiasmaku.pl. Robiłam do niego trzy podejścia i dopiero to trzecie mogę uznać za prawdziwie udane. Za pierwszym razem dałam mleko skondensowane niesłodzone (przygody matki niedosypiającej, ratowałam dodając cukru pudru ;-), a za drugim A. kupił dynię makaronową, która nie bardzo się do takich wypieków nadaje. A za trzecim... Zresztą co ja będę opowiadać, spróbujcie sami!

Pumpkin pie
na spód
  • 1,5 szklanki mąki pszennej
  • 3 łyżki cukru pudru
  • 80 g masła
  • 40 g margaryny
  • 25 g masła orzechowego
  • 3 łyżki zimnej wody
na masę
  • 400 g puree z dyni (1 kg dyni upiec ze skórką i bez pestek, pokrojoną na kawałki i posmarowaną oliwą, 1 h w 200 stopniach - lub nieco krócej, aż będzie miękka, po czym odmierzyć odpowiednią ilość)
  • 1 puszka mleka słodzonego
  • 3 średnie jajka
  • 125 g serka Philadelphia lub mascarpone z odrobiną soli
  • 1 mały słoiczek dżemu pomarańczowego
  • skórka z 1 pomarańczy
  • łyżeczka mieszanki przypraw - cynamonu, kardamonu, imbiru, gałki muszkatołowej, ja daję jeszcze trochę przyprawy do kawy i deserów Kamisa 
  • kilka łyżek soku pomarańczowego
Podane proporcje są odpowiednie na formę do pie lub tortownicę o średnicy 26 cm, chociaż ja robiłam albo z połowy składników w małej keksówce, albo z podwójnej porcji w dużej blasze.

Ze składników na spód zagnieść ciasto i wstawić do lodówki na 1 h. Mleko skondensowane przelać do miski, dodać jajka i zmiksować. Do drugiej miski włożyć serek, dodać skórkę z pomarańczy i 1/4 masy z mleka i jajek, zmiksować. Do pozostałej masy dodać puree z dyni i przyprawy, również zmiksować. Formę wylepić ciastem, wylać na nią masę dyniową. W przepisie jest podane, żeby na masę dyniową łyżką wykładać kleksy z masy z serka i pomarańczy, ale ja chyba źle odmierzyłam tę 1/4 i masa dyniowa wyszła mi za rzadka, a serowa za to gęsta. Ale nic to, podpiekłam najpierw trochę ciasto z samą masą dyniową, a dopiero potem wyłożyłam masę serową. Można też podgrzewać delikatnie w rondelku, na pewno zgęstnieje.

Ciasto należy piec w 180 stopniach przez około 1 h, po czym dobrze przestudzić i posmarować z wierzchu dżemem rozpuszczonym w garnuszku z sokiem pomarańczowym, który potem bardzo ładnie zastyga. Najlepiej spożywać dnia następnego, dobrze schłodzone ;-).


czwartek, 8 listopada 2012

Zupa dyniowa

Pierwsza, jaką zaczęłam gotować. To było już parę lat temu, ale od tamtej pory co roku pojawia się u nas na stole i to kilka razy w sezonie dyniowym. Jest prosta, szybka i nie można jej zepsuć ;-)

Zupa dyniowa
  • dynia
  • śmietanka 18%
  • świeży imbir
  • sól i pieprz
  • ew. płatki dyni, prażone płatki migdałów itp.
Dynię należy wydrążyć, obrać ze skóry i pokroić w kostkę. Żeby zupa była gęsta i kremowa ja dzielę dynię na dwie części. Pierwszą zalewam wodą tak, żeby ledwo ją przykryła, gotuję do miękkości, miksuję, po czym do zmiksowanej dyni wrzucam drugą połowę, również gotuję do miękkości i również miksuję. Na koniec doprawiam do smaku świeżym imbirem, śmietanką, solą i pieprzem. Można posypać po wierzchu pestkami dyni, albo - to moje najnowsze odkrycie, które z całego serca polecam - prażonymi na suchej patelni płatkami migdałów. Mniam :-).



czwartek, 25 października 2012

Klasyka w nowej odsłonie

Czyli jak stuningowałam warzywną zupę, którą robi mój mąż. To jedna z rzeczy, którymi się już nie zajmuję, obok spaghetti bolognese, risotto z dynią, szarlotki i kilku innych - po co współzawodniczyć z ideałem? :-)

A. gotuje zupę na szyjach i skrzydłach indyczych, wrzuca do niej mnóstwo warzyw - marchwi, selera, pietruszki, ziemniaków, cebuli, naci z selera, naci z pietruszki, przyprawia zgodnie ze swoją sekretną recepturą, na koniec zaś wrzuca brokuła. Zupa gotuje się kilka godzin i kiedy jest już gotowa, wyjmujemy mięso, selera, natki, cebulę i miksujemy wszystko elegancko. Na taką pogodę, kiedy cały dzień chodzę po domu zmarznięta, jest idealna!

Przy okazji zaś zawsze wychodzi jej cały gar i jemy ją kilka dni z rzędu. A ponieważ nie lubię monotonii, dzisiaj postanowiłam zupę podrasować. Na masełku podsmażyłam grzanki z chleba (tak jak to zawsze robiła moja babcia - kromki chleba pokroić w kosteczkę i na patelnię), wrzuciłam je do zupy, na to kawałki gorgonzoli, a wszystko obsypane suszoną szałwią. I tak oto niezwykła warzywna zupa mojego męża dostała dodatkowego, włoskiego pazura. Moim zdaniem warto spróbować!



piątek, 19 października 2012

Ohi Ahi Sushi

 Uwiellllbiam sushi! Zarówno prawdziwe sushi - czyli samą rybę - jak i wszelkiego rodzaju nigiri i maki (chociaż maki chyba najmniej). A moi Rodzice wpadli na znakomity pomysł - wielkie rodzinne przyrządzanie sushi z okazji urodzin mojego Taty. La Maree (muszę uskutecznić trochę prywaty ;-) sprowadziła świeżego tuńczyka, łososia Label Rouge i makrelę. Resztę składników - w tym ugotowany według specjalnej receptury ryż - wymieniliśmy na sprowadzane przez nas wino z Alzacji w pewnej susharni. Trochę szkoda, że nie przygotowywaliśmy ich sami, ale na pierwszy raz to było zbyt duże ryzyko. Natomiast mieliśmy mnóstwo zabawy i przygotowaliśmy całą wielką dechę rozmaitych sushi, nigiri, maki, california maki... której nie byliśmy potem w stanie zjeść ;-)

To ja w trakcie pracy, uchwycona przez mojego najmłodszego brata (dobrze widać, posiłkowałam się tutorialami na youtubie ;-).




A to reportaż z konsumpcji. Och i ach! 






piątek, 5 października 2012

Lawendowe żniwa

Czyli tak zwana kropka nad "i". W Prowansji w sierpniu, a u mnie w październiku. Mam straszną słabość do bukiecików ze świeżej lawendy, chociaż bardzo szybko tracą zapach. Ściętą lawendę trzeba przyciąć, żeby wszystkie łodyżki były tej samej długości, związać (najpierw najlepiej recepturką, a dopiero na nią wstążką, bo schnąc bukiecik traci objętość), skręcić, przyciąć jeszcze dół i gotowe. Mała podpowiedź: żeby wstążeczka ładnie się układała, kokardki należy wiązać do góry nogami ;-)



środa, 3 października 2012

Gość w dom...

Ciąg dalszy chyba wszyscy znają. Zwłaszcza, że tym razem w roli gościa wystąpiła boża krówka :-)






A przy okazji nowa odsłona znanego już przepisu na konfiturę z cukinii. Startą cuknię (która chwilę poleżała w lodówce, bo do czegoś zrobiłam jej za dużo) należy wrzucić na patelnię na średni ogień, zasypać cukrem i wrzucić kawałki jabłek. Potem należy zająć się fotografowaniem biedronki i zapomnieć o konfiturze - cukinia pięknie się skarmelizuje, tak samo jak jabłka, które z zewnątrz będą przyjemnie twardawe, a w środku mięciutkie. Pycha!!!




niedziela, 30 września 2012

Tarta lawendowa

To już chyba ostatni "lawendowy" przepis w tym roku. A przy okazji - ostatni dzwonek, żeby wykorzystać maliny, borówkę amerykańską i nektarynki. Proponuję więc tartę lawendową, do której wykorzystałam przepis na ciasto kruche Marka Łebkowskiego i przepis na masę do tarty ze strony Kwestia Smaku - dodałam do niej napar z lawendy i ozdobiłam tartę nie tylko malinami, ale i borówką, nektarynkami i galaretką lawendową.

Tarta lawendowa
  • 180 g mąki
  • 120 g masła
  • 60 g cukru pudru
  • 250 g serka mascarpone
  • 250 ml słodzonego mleka zagęszczonego
  • 2 jajka
  • odrobina bardzo mocnego naparu z lawendy (nie więcej niż 1/4 szklanki) 
  • maliny, borówka amerykańska, nektarynki, galaretka z lawendy 




Z mąki, masła i cukru zagnieść ciasto i wstawić do lodówki na pół godziny. Wylepić nim formę na tartę, piec w 200 stopniach z obciążeniem przez około 10 minut. Mascarpone zmiksować z mlekiem skondensowanym, jajkami i naparem z lawendy. Wylać na spód i piec ok. 15 minut, aż masa stężeje (może unieść się do góry jak suflet). Wyjąć z piekarnika i od razu układać owoce - galaretkę ułożyć później, żeby się nie rozpuściła pod wpływem temperatury.





Wariacja na temat

Jak zwykle, wariacja na temat to po prostu sama masa pieczona w kokilkach :-). Podane wyżej składniki wystarczą na 6 porcji.


sobota, 29 września 2012

Galaretka lawendowa

Znakomity sposób, żeby zagospodarować nadmiar jabłek. A, jako się rzekło, jabłoń latoś obrodziła. Znany wierszyk mówi na tę okoliczność: "I ojciec i babka jadali wciąż jabłka..." :-) Ja za to robię galaretkę i zwykłą, i korzenną i... lawendową. Brzmi dziwnie? Ale smakuje przednio. I naprawdę łatwo ją zrobić.




Galaretka lawendowa
  • jabłka
  • sok z cytryny
  • cukier
  • suszona lawenda 

Jabłka należy umyć i pokroić w całości na kawałki (ze skórką, gniazdami nasiennymi, a nawet ogonkami). Wrzucić do garnka, zalać odrobiną wody, dodać sok z cytryny i wstawić na średni ogień. Kiedy zmiękną, trzeba przełożyć je na sitko lub zwykłą gazę nałożone na garnek. Odstawić na dobę, żeby odciekł sok z pektyną, nie odciskać.

Następnego dnia do soku dodać cukier (sporo - im więcej, tym krócej się będzie gotować) i napar z lawendy - na średni garnek daję mniej więcej pół szklanki naparu zrobionego z ok. 1 łyżki lawendy. Można dodać też jeszcze do smaku sok z cytryny. Następnie należy gotować, aż kropelka wylana na talerzyk zastygnie. Z moich obserwacji wynika, że galaretka jest już gotowa, kiedy robi się w garnku charakterystyczna piana. Chociaż mnie zawsze wychodzi albo tak gęsta, że można kroić ją nożem, albo trochę za rzadka ;-).




A to - niezły początek kolekcji ;-).



niedziela, 16 września 2012

Placuszki z cukinii

Znakomite - smaczne i szybkie - jesienne danie. W wersji eko, bo zarówno cukinię, jak i pomidory do sosu kupiłam od zajmującej się hobbystycznie ich uprawą znajomej. Pomysł na placuszki zaczerpnęłam z www.kwestiasmaku.pl, chociaż dałam do ciasta więcej mąki i przyprawiłam je, ponieważ wydawało się dosyć mdłe. Przecieru niczym oprócz soli i odrobiny cukru nie doprawiałam - takie ekologiczne pomidory żadnej oprawy nie potrzebują. Przepis na dwie bardzo, bardzo głodne lub trzy średnio głodne osoby ;-)

Placuszki z cukinii
  • 100 g mąki
  •  2 jajka
  • ok. 600 g cukinii
  • trochę mleka (ok. 2-4 łyżek)
  • oregano, odrobina czosnku
  • sól, pieprz
  • oliwa do smażenia
  • pomidory w całości
  • ricotta
Pomidory w całości wrzucić do rondelka, wlać odrobinę wody i dusić aż zmiękną i sos nieco się zredukuje. Potem zmiksować w blenderze. Zawekować, a resztę zostawić do placuszków (tak, tak, przedsiębiorstwo "Runo Leśne" w tym roku robi też zapasy pomidorów na zimę ;-).

Cukinię zetrzeć na tarce (ekologiczną starłam ze skórką, normalną bym obrała). Dodać mąkę, jajka, mleko, przyprawy.  Na patelni rozgrzać oliwę i smażyć na złoto z obu stron. Podawać z sosem pomidorowym i odrobiną ricotty.



poniedziałek, 10 września 2012

Stogi

Na odpowiednią "aranżację" polowałam od zeszłego roku. Cóż, gdy za każdym razem kiedy bele siana pojawiały się na horyzoncie, w tle towarzyszyły im zawsze linie wysokiego napięcia albo niezbyt urodziwe zabudowania....


Aż pewnego dnia wybraliśmy się na spacer i kiedy wyłoniliśmy się z lasu, przed nami rozpostarł się z dawna upragniony widok.






I na tym nie koniec! Wystarczyło wspiąć się na wzgórze...




A mój dzielny asystent z pozostałym sprzętem cierpliwie czekał na skraju lasu ;-)



czwartek, 6 września 2012

Syrop z kwiatów lawendy

Uwielbiam lawendę i to w każdej postaci. Widok, zapach i smak (sic!) jej kwiatów są ciepłe, zmysłowe, kojarzą mi się z podróżami, wypoczynkiem i przygodą... Udało mi się po kilku latach dorobić całkiem przyzwoitego poletka za oknem jadalni i teraz korzystam - susząc kwiaty do rozmaitego rodzaju przetworów, dla ozdoby i dla zapachu (chociaż niczym nie nasączane bukieciki lawendy szybko go tracą).

Przepis na syrop z lawendy (bo o nim dziś będzie mowa), znalazłam na znakomitym blogu pinkcake,blox.pl, na który kiedyś trafiłam poszukując przepisów bez dodatku mleka, chociaż pamiętam, że bardzo dawno temu coś podobnego robiłam. Przepis pinkcake nieco zmieniłam pod względem wykonania i oto, co powstało:

Syrop z kwiatów lawendy
  • 2 łyżki suszonych kwiatów lawendy (można kupić w sklepach internetowych)
  • szklanka wody
  • 10-12 łyżek cukru
  • pół laski wanilii lub (w jej braku i przy strasznym ciśnieniu, żeby syrop zrobić już, teraz, zaraz) pół opakowania cukru wanilinowego (fuj w porównaniu z prawdziwą wanilią, ale cóż...)
  • trochę soku z cytryny
Wodę zagotować z lawendą, cukrem, wanilią i sokiem z cytryny. Po pewnym czasie przelać syrop przez sitko, żeby odcedzić kwiaty i gotować dalej, aż zgęstnieje (można to poznać po tym, że robi się charakterystyczna pianka, ale najprościej co jakiś czas wylewać kroplę na talerzyk i patrzeć, czy jest odpowiedniej konsystencji). Trzeba tylko pamiętać, że syrop w temperaturze pokojowej bardzo gęstnieje.

Z innowacji to chyba dodałabym startą skórkę z cytryny (ale niedużo, żeby nie zagłuszyła smaku lawendy). Nie próbowałam jednak, więc nie wiem, czy to trafiony pomysł. Syrop znakomicie smakuje z lodami waniliowymi i wszelkimi owocami typu nektarynka, brzoskwinia, ufo, morela....

Zainspirowana tym przepisem mam już w głowie kolejne pomysły, ale o tym na razie cicho sza - wszystko w swoim czasie, jak to mówią ;-)


czwartek, 30 sierpnia 2012

Gratin masurois

Kolejne z mało dietetycznych dań ;-) Na pomysł wpadłam odpoczywając na Warmii. Dzień był akurat chłodniejszy i tak jakoś zachciało się nam zapiekanki z ziemniakami... W domu dopracowałam przepis i z czystym sumieniem mogę się nim podzielić. A czemu "masurois"? Bo całkiem nieźle brzmi ;-)

Gratin masurois (porcja na 4-5 osób)

  • 6 średnich ziemniaków
  • 1 średnia cukinia
  • 200 g chudego boczku i/lub szynki
  • 1 cebula
  • 200 ml śmietany 18%
  • 3 jajka
  • 100 g gorgonzoli
  • trochę parmezanu
  • sól i pieprz

Ziemniaki pokroić w plasterki ok. 0,5 cm grubości, wrzucić do gotującej się, osolonej wody i gotować aż trochę zmiękną. Cukinię obrać, pokroić na dość cienkie (ok. 3 mm) plasterki i poddusić na patelni (chodzi o to, żeby oddała wodę). Boczek/szynkę podsmażyć na drugiej patelni razem z cebulą.

Dno szczelnej tortownicy wyłożyć plasterkami ziemniaków. Na to wyłożyć boczek/szynkę z cebulą, a potem druga warstwę ziemniaków (mogą być ułożone mniej gęsto). Jajka wymieszać ze śmietaną, posolić trochę, popieprzyć. Do masy dodać pokrojoną na małe kawałki gorgonzolę i trochę startego parmezanu. Zalać nią zapiekankę, wierzch przykryć ułożonymi gęsto plasterkami cukinii i posypać parmezanem. Zapiekać ok. 0,5 h w 180 stopniach. 


sobota, 18 sierpnia 2012

Sielsko, anielsko

Zdjęcia z zeszłego roku, ale wiele się tu nie zmieniło. Dalej kury grzebią w podwórkowej ziemi w ścisłym porządku dziobania...






... i dalej warmińskie niebo emanuje tym niepowtarzalnym, miękkim światłem...



sobota, 11 sierpnia 2012

Białe szaleństwo


 Kolejny deser. Jako że matka karmiąca nie musi specjalnie przejmować się tym co, ile i o której je, postanowiłam zrobić coś, co na pewno do dietetycznych nie należy ;-). Połączyłam trzy rzeczy, które bardzo lubię: owoce, kruche ciasto i masę z bitej śmietanki i mascarpone (podobną robię w tiramisu). 


Przepis na ciasto kruche zaczerpnęłam z książki Marka Łebkowskiego "Doskonała kuchnia polska". Nie wiem, czy to kwestia tego, że piekłam w metalowej blaszce, zamiast w ceramicznej formie, ale to najlepsze ciasto kruche, jakie zrobiłam. Nie za słodkie, nie przywiera do formy i dobrze się kroi. A więc jeśli akurat nie jesteście na diecie - polecam, póki jeszcze mamy lato i świeże owoce ;-)
Białe szaleństwo
  • 300 g mąki
  • 200 g masła
  • 100 g cukru pudru
  • 1/2 słoika dźemu malinowego
  • 500 ml śmietanki 30%
  • 500 g mascarpone
  • cukier puder do dosłodzenia masy (do smaku)
  • maliny i jagody
Proporcje przepisu są na dużą blachę. Na zwykłą formę do tarty wystarczy 180 g mąki, 120 g masła i 60 g cukru pudru i połowę śmietanki oraz mascarpone.




Z mąki, masła i cukru zagnieść ciasto i wstawić do lodówki. Piekarnik nagrzać do 200 stopni. Wylepić formę ciastem i ponakłuwać widelcem. Ja zrobiłam sam spód, bez boków, więc nie robiłam fałszywego wypieku. Piec przez 15-20 minut aż się zrumieni. Śmietankę ubić, potem powoli dodawać cukier puder i mascarpone. Ostudzone ciasto posmarować dżemem, na to wyłożyć masę i posypać owocami (najlepiej zrobić to tuż przed podaniem). Pyszne, pyszne, pyszne ;-)



niedziela, 5 sierpnia 2012

Światło w mroku

Latarnia morska na Rozewiu. Świetlny drogowskaz, przypomnienie romantycznych czasów, kiedy żeglarze kierowali się blaskiem gwiazd, a nie wskazaniami radarów i GPSa...


wtorek, 31 lipca 2012

Mgła

Dzień był upalny. Wody Bałtyku skrzyły się w promieniach słońca. Tylko nad widnokręgiem unosił się odległy pas białych chmur. "Spójrz na nie, jak dziwnie wyglądają" - zauważyła A. Nikt jednak nie zwrócił na jej słowa uwagi.

Plaża była pełna ludzi. Niektórzy kąpali się, a inni opalali, korzystając z pogody. Nagle ktoś krzyknął: "Uwaga!". Wszyscy odwrócili się w stronę morza i z przerażeniem obserwowali nadchodzącą mgłę. W ciągu kilku minut całą plażę otuliła szczelnie biała, gęsta zasłona.


 Plażowicze w popłochu pakowali swoje rzeczy i po omacku brnęli w stronę najbliższego wyjścia. Nie mieli czasu zauważyć jak groźnie wyglądają czarne, poskręcane konary powalonych drzew...



wtorek, 24 lipca 2012

sobota, 21 lipca 2012

Tarta, która (nie) wyszła


Czyli tarta z porzeczkami w kremie. Powiedziała mi o niej Mama, która jadła ją u swojej koleżanki. Dostałam nawet przepis w formie skanu z książki - niestety nie wiem co to była za książka, ale kiedy się dowiem dopiszę w komentarzach, żeby było uczciwie ;-). Przepis na ciasto kruche wzięłam z kolei ze strony www.kwestiasmaku.com. 

Ponieważ tarta od razu wzbudziła moje zainteresowanie, postanowiłam przygotować ją na spotkanie z przyjaciółmi, zapominając o zasadzie, żeby NIGDY nie ryzykować z nieznanym przepisem, jeśli nie ma się niczego w odwodzie. Zwłaszcza, jeśli przygotowuje się go w ostatniej chwili ;-).

Kiedy tarta już była teoretycznie upieczona (a my staliśmy w drzwiach), okazało się, że zamiast kremu na spodzie do tarty powstała zupa porzeczkowa... Zrozpaczona, porzuciłam ją w domu, a do przyjaciół przynieśliśmy kupny sernik (wstyd!). Ale kiedy wróciliśmy wieczorem, okazało się, że zupa jakimś cudem ścięła się i powstała masa - dość płynna, ale całkowicie do przyjęcia. No i... pycha! Ciasto słodkie, ale dzięki porzeczkom kwaskowate, połączenie smaków doskonałe!

Tarta z porzeczkami w kremie

Ciasto:
  • 250 g mąki
  • 150 g schłodzonego masła
  • szczypta soli
  • 3 łyżki cukru
  • 1 jajko
Krem:
  • 300 g czerwonych porzeczek
  • 300 ml śmietanki 30%
  • 200 g cukru pudru
  • 3 żółtka
  • opakowanie cukru wanilinowego
Zagnieść ciasto i wstawić na pół godziny do lodówki. Potem wylepić nim formę do pieczenia tart. Moim zdaniem połowa ciasta (jak podaje oryginalny przepis) to za mało na jedną formę, z kolei całość - to za dużo, zostawiłam więc trochę i przygotowałam swoją wariację na temat, o której poniżej. Wyłożyć folią aluminiową, wysypać groch i piec przez ok. 10-15 minut w 190 stopniach, po czym dopiec na złoto bez obciążenia. Po raz pierwszy robiłam tak zwany "fałszywy wypiek" i sprawdza się - boki ciasta nie opadają w trakcie pieczenia ;-).

Porzeczki wymieszać z połową cukru pudru. Pozostałą część cukru ubić z żółtkami, aż powstanie biała, puszysta masa.  Śmietankę zagotować z cukrem wanilinowym i powoli dodawać do masy jajecznej, po czym ubijać jeszcze  przez 3 minuty. Wylać na upieczony spód do tart, wysypać porzeczki i piec 30 minut w 180 stopniach. 




W przepisie podane są jeszcze 3 łyżki dżemu porzeczkowego, ale w opisie przygotowania pominięto je - pewnie chodziło o wysmarowanie spodu dżemem przed pieczeniem, chociaż moim zdaniem nie jest to potrzebne.

Wariacja na temat

Z pozostałego ciasta przygotowałam mini-tarty w kokilkach. Zostawiłam też trochę kremu, więc przygotowanie ich kolejnego dnia na deser odbyło się błyskawicznie. Tym razem użyłam jagód i okazało się, że to bardzo dobry pomysł ;-). Masa ścięła się bez problemu - jagody mają widocznie mniej soku niż porzeczki...




Mini-tarty okazały się tak pyszne, że powtórzyłam je, przygotowując deser dla naszych gości - jedna mini-tarta z jagodami, druga z malinami. Do kremu dałam oczywiście połowę cukru pudru. Dodam jeszcze tylko, że właściwie wystarczy wylepić nim tylko dno foremki - z jednej porcji można więc przygotować deser dla całej, licznej rodziny ;-)