czwartek, 25 października 2012

Klasyka w nowej odsłonie

Czyli jak stuningowałam warzywną zupę, którą robi mój mąż. To jedna z rzeczy, którymi się już nie zajmuję, obok spaghetti bolognese, risotto z dynią, szarlotki i kilku innych - po co współzawodniczyć z ideałem? :-)

A. gotuje zupę na szyjach i skrzydłach indyczych, wrzuca do niej mnóstwo warzyw - marchwi, selera, pietruszki, ziemniaków, cebuli, naci z selera, naci z pietruszki, przyprawia zgodnie ze swoją sekretną recepturą, na koniec zaś wrzuca brokuła. Zupa gotuje się kilka godzin i kiedy jest już gotowa, wyjmujemy mięso, selera, natki, cebulę i miksujemy wszystko elegancko. Na taką pogodę, kiedy cały dzień chodzę po domu zmarznięta, jest idealna!

Przy okazji zaś zawsze wychodzi jej cały gar i jemy ją kilka dni z rzędu. A ponieważ nie lubię monotonii, dzisiaj postanowiłam zupę podrasować. Na masełku podsmażyłam grzanki z chleba (tak jak to zawsze robiła moja babcia - kromki chleba pokroić w kosteczkę i na patelnię), wrzuciłam je do zupy, na to kawałki gorgonzoli, a wszystko obsypane suszoną szałwią. I tak oto niezwykła warzywna zupa mojego męża dostała dodatkowego, włoskiego pazura. Moim zdaniem warto spróbować!



piątek, 19 października 2012

Ohi Ahi Sushi

 Uwiellllbiam sushi! Zarówno prawdziwe sushi - czyli samą rybę - jak i wszelkiego rodzaju nigiri i maki (chociaż maki chyba najmniej). A moi Rodzice wpadli na znakomity pomysł - wielkie rodzinne przyrządzanie sushi z okazji urodzin mojego Taty. La Maree (muszę uskutecznić trochę prywaty ;-) sprowadziła świeżego tuńczyka, łososia Label Rouge i makrelę. Resztę składników - w tym ugotowany według specjalnej receptury ryż - wymieniliśmy na sprowadzane przez nas wino z Alzacji w pewnej susharni. Trochę szkoda, że nie przygotowywaliśmy ich sami, ale na pierwszy raz to było zbyt duże ryzyko. Natomiast mieliśmy mnóstwo zabawy i przygotowaliśmy całą wielką dechę rozmaitych sushi, nigiri, maki, california maki... której nie byliśmy potem w stanie zjeść ;-)

To ja w trakcie pracy, uchwycona przez mojego najmłodszego brata (dobrze widać, posiłkowałam się tutorialami na youtubie ;-).




A to reportaż z konsumpcji. Och i ach! 






piątek, 5 października 2012

Lawendowe żniwa

Czyli tak zwana kropka nad "i". W Prowansji w sierpniu, a u mnie w październiku. Mam straszną słabość do bukiecików ze świeżej lawendy, chociaż bardzo szybko tracą zapach. Ściętą lawendę trzeba przyciąć, żeby wszystkie łodyżki były tej samej długości, związać (najpierw najlepiej recepturką, a dopiero na nią wstążką, bo schnąc bukiecik traci objętość), skręcić, przyciąć jeszcze dół i gotowe. Mała podpowiedź: żeby wstążeczka ładnie się układała, kokardki należy wiązać do góry nogami ;-)



środa, 3 października 2012

Gość w dom...

Ciąg dalszy chyba wszyscy znają. Zwłaszcza, że tym razem w roli gościa wystąpiła boża krówka :-)






A przy okazji nowa odsłona znanego już przepisu na konfiturę z cukinii. Startą cuknię (która chwilę poleżała w lodówce, bo do czegoś zrobiłam jej za dużo) należy wrzucić na patelnię na średni ogień, zasypać cukrem i wrzucić kawałki jabłek. Potem należy zająć się fotografowaniem biedronki i zapomnieć o konfiturze - cukinia pięknie się skarmelizuje, tak samo jak jabłka, które z zewnątrz będą przyjemnie twardawe, a w środku mięciutkie. Pycha!!!