piątek, 24 stycznia 2014

Kwaśne mleko, biały ser

Nie ma nic gorszego, niż kiedy człowiek wstaje rano, zaparza znakomitą kawę, wlewa mleko do garnuszka, żeby je podgrzać, a tu... MLEKO SKWAŚNIAŁO! I to ostatnia, najostatniejsza butelka. W takiej sytuacji całkiem usprawiedliwione jest, jeśli człowieka trafi nagły szlag.

Mnie w pierwszej chwili oczywiście trafił. Mamrocząc pod nosem przekleństwa nalałam do kawy gorącej wody i śmietanki (fuj!), i taką paskudną oto lurą zaczęłam dzień. Dzień, który miał przez to wszelkie prawo być kompletnie do kitu. Ale jako człowiek pozytywnie do życia nastawiony i dysponujący nienajgorszą pamięcią, przypomniałam sobie, co zaleca w takich przypadkach moja Mama:

"Mleko owarzyć, na sitko i będzie biały ser".

Tak też uczyniłam. Mleko owarzyłam (czyli, po naszemu, zagotowałam w garnuszku), przelałam na sitko i zostawiłam na jakiś czas, żeby biały ser się nieco zestalił. Ludzie z mojego pokolenia (i starsi :-) pamiętają pewnie jeszcze taki biały ser z odciśniętymi drobnymi oczkami...

Do tego domowej roboty chleb i wygrzebany ze spiżarki mus z jabłek (też własnoręcznie zrobiony, z naszej kapryśnej koksy). Panie i Panowie, dzisiejszy dzień został uratowany!

PS. Zanim zaczniecie produkować taki ser w ilościach hurtowych, dodam tylko, że z całej butelki mleka wychodzi tyle, żeby starczyło na dwie, takie oto, kanapki.

PPS. Moja Mama przypomniała, żeby mleka nie zagotowywać, tylko powoli podgrzewać aż oddzieli się serwatka - wtedy serek jest delikatniejszy :-)



2 komentarze: