czwartek, 4 września 2014

Adriatyk kulinarnie

Nie będę rozpisywać się o smaku włoskich i chorwackich serów, surowej szynki i oliwy... Po prostu żadne słowa go nie oddadzą. Trzeba samemu pojechać i na miejscu zjeść lunch złożony z owych specjałów, z własnoręcznie przygotowaną sałatką z pomidorów i kieliszkiem czerwonego wina (w Chorwacji też udało nam się całkiem niezłe znaleźć...). Potem plaster słodkiego, soczystego melona lub arbuza na deser, małe espresso i duża sjesta.

Nie będę rozpisywać się o smaku grilowanego okonia morskiego, grilowanych kalmarów, smażonych sardynek... Bo do tego trzeba TAM być. Jak wielokrotnie się przekonałam, to samo danie odtworzone u nas nie smakuje już tak samo... co wcale nie znaczy, że dużo gorzej :-).

Mam szczery zamiar powtórzyć nasze kulinarne włosko-chorwackie przygody, chociażby po to, żeby wróciły wakacyjne wspomnienia. Ot, taka mała ucieczka od rzeczywistości. A przy okazji cały pakiet dobrodziejstw, jakie niosą ze sobą ryby i owoce morza. Tak, ryby, do których tutaj na miejscu nie zawsze mnie ciągnie, a tam zajadałam się nimi prawie codziennie. Stek z miecznika, rzeczone okoń morski i kalmary z grilla, sardynki z patelni... A wszystko niezwykle proste w wykonaniu. 

Stek z miecznika robiliśmy we Włoszech, więc po prostu usmażyliśmy go na patelni, polewając potem sosem z kaparów. Okoń pieczony na ruszcie wymagał tylko posolenia i porządnego natarcia oliwą (niestety zdjęć okoniowi nie zrobiłam :-) ). Kalmary i sardynki były nieco bardziej skomplikowane. Kalmary trzeba było wypatroszyć (link, chociaż do grillowania nie trzeba zdejmować fioletowawej skórki i odcinać "płetw"), a potem tylko posmarować oliwą. Po upieczeniu posolić i polać jeszcze odrobiną świeżej oliwy. Sardynkom, jeśli nie są zakupione w formie filetów, należy oberwać głowy, ewentualnie jeszcze wyciągnąć "zawartość", a potem dobrze je posolić, obtoczyć w mące i usmażyć w niestety dość dużej ilości oleju. Potem odsączyć na papierze i podawać!

Tak naprawdę, to rozczarowały mnie tylko nieco winogrona. Nie był to ten smak, który pamiętam z wakacji mojego dzieciństwa spędzanych w Bułgarii...

P.S. W tym wszystkim nie wspominałam już o specjałach serwowanych w restauracjach, żeby wymienić tylko tagliatelle z musem z cukinii i krewetkami, czy też panna cottę z sosem figowym... Mniam :-)

P.P.S. No i zapomniałam wspomnieć o chorwackiej lawendzie i miodach, kasztanowym i szałwiowym. Szał...owe :-)

Stek z miecznika



Grillowane kalmary


  



Sardynki z patelni



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz