Czyli coś, na co od dawna miałam ochotę, ale czekałam na wystarczająco czysty surowiec ;-). A że znalazłam się akurat na Warmii, wśród dziewiczo czystych lasów i pól, udało się w końcu plany przekuć w słodką i niezwykle smaczną rzeczywistość...
Miód z mlecza
220 kwiatów mlecza
1 duża cytryna
1 l wody
1 kg cukru
Kwiaty należy ściąć jak najwyżej (same główki), wyłożyć na biały papier, żeby wyszły z nich wszystkie robaczki. Potem dokładnie wypłukać pod bieżącą wodą. Cytrynę sparzyć i pokroić w plastry. Kwiaty i cytrynę zalać wodą i gotować 15-20 minut, po czym odstawić do lodówki na 24 h. Następnego dnia odcisnąć kwiaty i cytrynę przez gęste sito i sam płyn gotować, dodając cukier, aż osiągnie odpowiednią konsystencję. Trzeba pamiętać, że ciepły jest dużo rzadszy niż ostygnięty - proponuję więc kierować się kolorem. Jasnosłomkowy oznacza, że miód będzie jeszcze za rzadki, a ciemnobursztynowy - że będzie bardzo gęsty (tak gęsty, że nie da się go rozsmarować na chlebie i będzie można co najwyżej wyjadać go łyżkami ;-).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz