Pamiętam stare czasy, kiedy to pan, nazwijmy go Malinowski, przynosił do mojej Babci cielęcinę ze wsi dla całej rodziny. Rarytasik, jak mawiano, chociaż ja nigdy za młodu cielęciny nie lubiłam. Co innego jednak vitello tonnato, włoski specjał, który po prostu uwielbiam! A ponieważ mój Tata "załatwił" kawałek cielęciny (gdzie? od kogo? czyżby pan Malinowski...?), a my właśnie wróciliśmy z Włoch i nie możemy się chwilowo w polskiej rzeczywistości odnaleźć - vitello tonnato to był tak zwany must :-).
Najpierw należy przygotować pieczeń jagnięcą - ja zrobiłam ją wg. przepisu Ewy Wachowicz - wydał mi się dość ciekawy, no i cielęcina miała być nie tylko do vitello, ale i na obiad i na kanapki. Potem mój mąż przygotował sos na bazie przepisu Roberta Makłowicza. Poszliśmy nieco na skróty, wykorzystując gotowy majonez, a wyglądało to tak (proponuję nieco mniejszą ilość niż podana :-)):
Vitello tonnato
- około 200 ml majonezu
- 100 g tuńczyka
- 2 drobno posiekane filety z anchois
- 2 łyżki posiekanych kaparów
- sól i ew. sok z cytryny do smaku