Tytułowego przysłowia rozwijać nie muszę, ale nie dotyczy ono mojej Mamy i mnie :-). Jak my zabierzemy się do gotowania... To jedna coś wrzuci, to druga i powstają kuchenne poezje, że się tak nieskromnie wyrażę. Tym razem były kurki.
Tagliatelle z kurkami
- 0,5 kg kurek
- 1 opakowanie mascarpone
- 1 jajko
- pół małego pęczka zielonej pietruszki
- kilka łyżek startego parmezanu
- tagliatelle (jak zwykle "na oko")
- sól, pieprz, oliwa
Na oliwie (lub oliwie z masłem) podsmażyć umyte i oczyszczone kurki. Posolić i popieprzyć. Kiedy zmiękną i częściowo zredukuje się woda, którą oddadzą, zmniejszyć ogień i dodać mascarpone. Kiedy ser się rozpuści, dodać sparzone jajko, wymieszać, dodać parmezan i posiekaną pietruszkę.
Jedną rzecz, którą byśmy zmieniły, to makaron. Kupiłyśmy świeży i dość gruby, a lepszy byłby nieco cieńszy i delikatniejszy niż ten widoczny na zdjęciach.
No... Idę na kurki ;-)
P.S. Mama dała szczyptę warzywka, żeby sos nie był mdły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz