Przeglądałam stronę Nigelli w poszukiwaniu przepisu na tort na pierwsze urodziny mojego synka (mam jeden, niezawodny, którym niedługo się podzielę, ale miałam ochotę na coś nowego), a znalazłam bardzo fajny przepis na sernik bez pieczenia, który postanowiłam przygotować na spotkanie z przyjaciółmi. Nie przepadam za takimi klasycznymi, galaretkowato-sztywnymi, ale ten jest zupełnie inny. Trochę zmieniłam proporcje i dodałam żelatyny, żeby masa się trzymała (u nas chyba nie można dostać double cream, a w każdym razie nie w ogólnodostępnych sklepach), dodałam do niej skórkę z cytryny, żeby zintensyfikować cytrynowy smak i zmieniłam trochę polewę - wiśniową konfiturę podgrzałam i dodałam korzenne przyprawy. Oryginalny przepis jest na formę o 20 cm średnicy, a ja podaję proporcje na formę do tarty z Ikei (ok. 27 cm).
Wiśniowy sernik Nigelli
- ok. 165 g ciasteczek digestive (nie mogłam dostać, więc użyłam innych ciasteczek owsianych)
- 100 g miękkiego masła
- 400 g serka Twój Smak
- 90 g cukru pudru
- 250 g śmietanki 30%
- 2 łyżeczki żelatyny
- 0,5 łyżki soku z cytryny
- ok. łyżeczki skórki z cytryny (dodawałam "do smaku")
- słoiczek konfitury wiśniowej
- pół laski cynamonu
- 2 gwiazdki anyżu
- skórka z cytryny do smaku
- cukier waniliowy
Ciasteczka zmiksować lub rozgnieść widelcem, wymieszać z masłem na jednolitą masę, wyłożyć dno formy na tartę i wstawić do lodówki. Serek zmiksować z cukrem i sokiem z cytryny. Śmietankę ubić na sztywno i pomału dodawać do masy. Potem doprawić skórką z cytryny i cukrem waniliowym (lub ekstraktem z wanilii). 2 łyżeczki żelatyny rozpuścić w gorącej wodzie, przestudzić odrobinę i delikatnie wmieszać do kremu. Wyłożyć go na spód i wstawić na min. 3 godziny do lodówki. Niedługo przed podaniem zrobić polewę - konfiturę z wiśni wyłożyć do rondelka, dodać odrobinę skórki z cytryny, anyż, cynamon, cukier waniliowy i podgrzewać, aż przyprawy oddadzą aromat. Jeśli zbytnio zgęstnieje, można dodać trochę wody. Polewę lekko przestudzić, wyłożyć na sernik i wstawić jeszcze do lodówki.
Za komplement wystarczyło mi to, że mój mąż, w ramach przygotowań do wiosny dzielnie odmawiający czekolady, sam zjadł chyba jedną czwartą ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz