Dzisiaj kontynuacja tradycji rodzinnych - bo właśnie one na przekór temu "wszystkiemu" dają oparcie w dobrze znanej rzeczywistości. To takie moje własne comfort food. I nie wiem jak w Waszym przypadku, ale w moim gotowanie pozwala oczyścić umysł i, o ile nikt mi się po kuchni nie kręci, jest dobrym momentem na rozmyślania.
Kotleciki siekane (jak mówi moja Babcia) albo mielone (jak mówię ja - swoją drogą jako lingwistka jestem niezmiennie zafascynowana tym, jak to język odzwierciedla ewolucję rzeczywistości...) to kolejne wspomnienie z mojego dzieciństwa. Podawane z mizerią lub marchewką z groszkiem oraz tłuczonymi ziemniaczkami lub kopytkami.
Kotleciki wychodzące spod ręki mojej Babci zawsze są idealnie owalne, tej samej wielkości, z charakterystyczną kratką wykonaną nożem. Moje są oczywiście nierówne i nieforemne (kolejna różnica pokoleniowa, czy może brak cierpliwości?). Z kolei, jak uczyła mnie Mama (a założę się o wszystko, że usłyszała to właśnie od Babci :-) ), eleganckie kopytka są nieduże i równiutkie. No cóż, wprawdzie dzisiaj wyjątkowo się starałam, jednak do kopytkowej elegancji jeszcze mi daleko... ale przynajmniej wiem do jakiego dążyć ideału.
Kotleciki siekane
- 0,5 kg mięsa mielonego
- 1 mała cebulka
- 1 nieduża bułka
- trochę wody lub mleka
- sól i pieprz
- bułka tarta i olej do smażenia
Bułkę namoczyć, aż będzie całkiem się rozpadać. Odsączyć ją, rozdrobnić w maszynce lub ręcznie i dodać do mięsa. Na odrobinie oleju leciuteńko podsmażyć posiekaną drobno cebulkę, po czym również dodać ją do mięsa. Wymieszać (jeśli będzie zbyt luźne można dodać bułki tartej), uformować kotleciki, obtoczyć w tartej bułce, wykonać kratkę nożem i usmażyć na oleju.
Kopytka
- ok. 0,5 kg ziemniaków
- 1 jajko
- sól
- mąki ile wejdzie
Ilość ziemniaków podaję orientacyjnie. Ja zawsze gotuję na oko i żebym nie wiem ile liczyła i korygowała w dół, zawsze ugotuję za dużo. Ugotowane ziemniaki trzeba przestudzić (najlepsze są te właśnie, których ugotowałam za dużo, z poprzedniego dnia), przecisnąć przez praskę, dodać sól, jajko i tyle mąki, żeby ciasto było elastyczne i nie kleiło się zbytnio do rąk. Podsypać stolnicę mąką, odrywać kawałki ciasta i formować z nich wałeczki. Potem nożem odcinać równe i eleganckie kopytka :-). Jeśli nie gotujemy ich od razu, trzeba koniecznie przykryć ściereczką. Wrzucać na osoloną wrzącą wodę i wyjmować, kiedy wypłyną. Całe szczęście, jeśli dogotowując ziemniaki do tych wczorajszych znowu zrobię ich za dużo, nadmiarowe kopytka mogę zawsze zamrozić :-).
.
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz