Tym razem przeszłam samą siebie. I jestem z tego bardzo dumna. Bo, jak pisałam w poprzednim poście, aktualnie nie jemy ani cukru, ani mleka i jego pochodnych, ani pszenicy. Ale co, ja deseru nie zrobię? Ja?
Oczywiście, że zrobię. Wprawdzie na początku miał to być zaledwie krem czekoladopodobny, ale jak zaczęłam rozpuszczać wszystkie składniki w owsianej śmietance, to mi się konsystencja z fondantem skojarzyła i... nie było już odwrotu. Musiałam spróbować. I udało się!
Nie będę nikogo normalnego namawiała na ten przepis, bo jednak to nie jest fondant au chocolat, ale jeśli ktoś, tak jak ja, jest na diecie bezmleczno-bezcukrowej, to ten deser może uratować mu taki deszczowy i smutny dzień.
Z tego przepisu można przygotować też tylko czekoladowy krem, który bardzo ładnie zgęstnieje i będzie świetny np. do polania nim jabłek albo naleśników. Nie trzeba też dodawać porzeczki, chociaż nadała ona bardzo fajny kwaskowaty posmak. Ja nabyłam w hurtowni wegetariańskiej, zupełnie bez celu, a jak zwykle się okazało, że można użyć nie tylko do herbaty :-)
Fondant au chocolat/krem bez czekolady (3 małe porcje)
- 150 ml śmietanki owsianej
- ok. 3 łyżek mleka kokosowego (pozostała po czymś resztka)
- 3 łyżeczki suszonej porzeczki w proszku
- 2 łyżeczki karobu
- 2 łyżki kakao
- 1 łyżeczka stewii (a jednak!)
- 1 jajko
- 3 łyżki mąki orkiszowej
Śmietankę z mlekiem kokosowym podgrzać, rozpuścić w niej porzeczkę, karob i kakao, dosłodzić do smaku stewią. To będzie krem czekoladowy - po schłodzeniu można nim polać na przykład owoce. Do fondanta należy masę nieco schłodzić, powoli dodawać do roztrzepanego jajka, a potem dodać mąkę i dobrze wymieszać. Ramekiny wysmarować tłuszczem i obsypać kakao. Wlać do środka masę. Przy tych proporcjach (a będę eksperymentować dalej) ciasto się nie uniesie, więc można wlać po brzeg, chociaż z tej ilości wyjdzie raczej bliżej pół ramekina. Piec w 180 stopniach przez ok. 12 minut - tyle, żeby wierzch na środku ledwo zdążył się ściąć, wtedy wnętrze będzie jeszcze trochę płynne. Jeśli przepieczecie - nie ma sprawy, ciasto będzie miało konsystencję dość ciężkiego sernika. Zresztą dopieczona część też będzie go przypominała. Następnym razem spróbuję dać mniej mąki i zobaczymy :-)