Danie w swej prostocie uniwersalne. Pasuje do wszystkiego, z wszystkim może być podawane, a nawet bez niczego :-). My ostatnio serwujemy je do ryby w każdej postaci - pieczonej i smażonej. Znakomicie też sprawdza się jako podwieczorek dla małego A., którego mamy wtedy z głowy na kilkanaście minut, bo wygrzebuje sobie po jednej fasolce, po jednej marcheweczce i zajada z błogością na twarzy...
Jarzynka mojej Mamy
- warzywa w ilości dowolnej - mój sprawdzony zestaw to fasolka, ziemniaki, marchewka i kalafior, ale może też być cebulka, kalarepka, brokuł i co kto tam jeszcze sobie wymyśli.
- sól
- masło
Warzywa pokroić na mniejsze kawałki (fasolka), kostkę (ziemniaki) i plasterki (marchewka). Kalafiora podzielić na mniejsze różyczki. Na dno garnka wlać odrobinę wody, posolić i zagotować (ilość wody powinna być taka, żeby warzywa udusiły się bardziej na parze, niż ugotowały - słowem, żeby woda na koniec gotowania znikła). Na wrzątek wrzucić fasolkę, marchewkę i ziemniaki. Pod koniec gotowania dodać kalafiora i masło. No i to wszystko ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz