U mnie w domu znany pod znacznie mniej politycznie poprawną nazwą Murzynka :-). To kolejny z przepisów mojej Babci. Kiedy w trakcie pieczenia uchyliłam piekarnik i poczułam dochodzący z niego zapach, miałam wrażenie, jakbym przeniosła się w czasie do domu Dziadków, kiedy jeszcze Babcia robiła Murzynka na rożne (jakie - już nie pamiętam) okazje. Powróciło mnóstwo wspomnień...
Odważyłam się wypróbować ten przepis z okazji moich urodzin. Cenię sobie szczerość, więc od razu powiem - nie wyszło tak, jak u Babci. Murzynek był przepyszny, ale nie tak puszysty, jak powinien być. Złożyły się na to moim zdaniem trzy kwestie: dałam za mało masła (poniewczasie dopiero przypomniałam sobie, że kiedyś kostka masła miała 250, a nie 200 g - uważajcie na stare przepisy!), aby było zdrowiej dałam mąkę pełnoziarnistą, no i użyłam zbyt dużej tortownicy. To tak ku przestrodze, bo za poprawnie wykonany przepis ręczę głową :-).
Murzynek Babci
- 1 szklanka cukru
- 6 łyżek gorącej wody
- 250 g masła
- 3 łyżki kakao
- 1,5 szklanki mąki
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 4 żółtka
- piana z 4 białek
- szczypta soli
- bakalie
- olejek migdałowy
- ew. konfitura z czarnej porzeczki
Cukier, wodę, masło i kakao rozpuścić w garnuszku, odlać 3/4 szklanki. Do reszty dodać mąkę z proszkiem do pieczenia, żółtka, szczyptę soli, olejek migdałowy, bakalie, a na koniec delikatnie wmieszać pianę z jajek. Przełożyć do wysmarowanej masłem tortownicy o średnicy 25 cm. Piec 40 minut w 170 stopniach. Na koniec gorące jeszcze ciasto polać polewą. Żeby było jeszcze lepsze, można przekroić ciasto wzdłuż i przełożyć konfiturą.