Projekt zupa to moje ambitne wyzwanie na jesień. Z rzadka zdarza mi się robić dwudaniowy obiad, na ogół albo (treściwa) zupa, albo drugie, ale z dzieckiem, to co innego. Nadeszły ziąb i słota, no i nie będę mu dawać na drugie śniadanie przed spaniem zimnego twarożku z lodówki. Brrrr!
Do sprawy podeszłam systemowo i wyszło mi, że nichuchu nie będę zupy gotować codziennie (ani nawet co drugi dzień). Wzięłam więc potężny gar, ugotowałam rosół, a kiedy był gotowy... porozlewałam do mniejszych garnuszków i: pomidoróweczka z lanymi kluseczkami (sic!), ogórkowa ze śmietanką, brokułowa z ziemniaczkami, przecierany krem... Potem do słoiczków i do zamrażarki. Kuchnia wyglądała jak po przejściu huraganu, ale na kolejne dziesięć dni mam zapewnione poczucie, że jestem najlepszą matką pod słońcem. Bezcenne :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz