Sama. Po raz pierwszy od... nie powiem kiedy :-). Nigdzie się nie spieszę, nikt mnie nie goni. Powolnym krokiem idę ulicą. Łakomym wzrokiem spoglądam na wiszące na wystawach sukienki. Wstępuję do księgarni i przeciągam dłonią po rzędzie pachnących nowością książek...
Wchodzę na rynek. Prawie nic tu się nie zmieniło - nie ma już tylko ślizgawki pod ratuszem, ale cała reszta wygląda tak samo. Obchodzę go wokół wolnym krokiem, szukając miejsca, gdzie mogłabym przysiąść z książką i zjeść obiad. Siadam w małym lokaliku, zamawiam. Po średnim obiedzie (cóż, człowiek ma już swoje wymagania), popitym całkiem przyzwoitym winem, znakomita panna cotta i małe espresso. Jak dawno nie siedziałam przy stole z książką w dłoni? Nie powiem :-).
Jeszcze parę dni tej przyprawionej nutą tęsknoty wolności. Ciekawe, czego się o sobie dowiem...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz