Tekst bajki z dzieciństwa (swoją drogą - co to wtedy były za bajki, dzisiaj pewnie są już na jakiejś zakazanej liście!) przyszedł mi do głowy, kiedy obierałam kiście czarnego bzu z małych, czarnych kuleczek.
Ale nie przesadzajmy - dałam radę, podzieliwszy to sobie na kilka krótszych podejść. W każdym razie - skończyłam do poranku :-)
No i było warto - to jedna z moich ulubionych konfitur, aromatyczna, z cudownie chrzęszczącymi pesteczkami, które - inaczej niż w malinach - nie wchodzą nieprzyjemnie w zęby. Polecam - jeśli tylko nie zużyliście całego czarnego bzu w czerwcu na hyczkę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz