Drugim (a właściwie pierwszym) moim hobby jest gotowanie. A. narzeka, że cały czas kombinuję, co by tu zrobić nowego, zamiast wracać do starych, sprawdzonych przepisów ;-).
Ten przepis pochodzi z książki "Encyklopedia kuchni włoskiej" Carli Bardi i Rosalby Gioffre, wydawnictwa Świat Papieru. Jest tutaj wiele rodzajów focaccii, ale, jako że uwielbiam rozmaryn, od początku wiedziałam, że zrobię właśnie ten.
Focaccię podaje się na przystawkę, razem z oliwą, w której się ją macza. Jeśli chodzi o ten przepis, to podaję go za książką, jakkolwiek jeśli ktoś nie ma dużej rodziny, radzę zmniejszyć składniki co najmniej o połowę. Teoretycznie z podanych poniżej ingrediencji powinien wyjść placek o średnicy 30cm, ale od początku coś mi tu nie pasowało - podpłomyk zajął prawie całą blachę i na dodatek wyszedł za gruby, ponieważ ciasto dość mocno wyrosło w trakcie pieczenia. Następnym razem dodam też trochę więcej soli. Możliwe że rozmiar placka i zbyt mała ilość soli wynikają ze złego przeliczenia miar, chociaż wyraźnie podano w książce, że 1 cup = 250 ml (jak dla mnie - szklanka).
Focaccia z rozmarynem
1,5 dag świeżych drożdży lub 7 g suszonych
1 łyżeczka cukru
1 szklanka ciepłej wody
3 1/4 szklanki mąki
1 łyżeczka drobnej soli (moim zdaniem potrzeba więcej)
1/3 szklanki oliwy extra vergine
1 kopiasta łyżka soli gruboziarnistej
1 łyżka (dużo, dużo więcej) rozmarynu
Drożdże świeże rozrobić w połowie wody z cukrem i odstawić na 10 min. Drożdże suche dodać do mąki bez rozrabiania. Mąkę wsypać do dużego naczynia, dodać sól, (rozrobione) drożdże, połowę przygotowanej oliwy oraz (pozostałą) wodę. Wyrobić na gładko, odstawić do rośnięcia na ok. 1,5 h (powinno podwoić swoją objętość). Gdy minie czas rośnięcia, przenieść na posypaną mąką stolnicę i wyrabiać 2-3 minuty, dodając jednocześnie posiekane listki rozmarynu. Na blasze posmarowanej oliwą rozgnieść ciasto na placek w kształcie koła, o średnicy 30 cm i grubości 1 cm. Skropić resztą oliwy, posypać solą gruboziarnistą i ew. posypać jeszcze po wierzchu rozmarynem. Piec w temperaturze 220 stopni przez 20 minut (z termoobiegiem krócej - ja piekłam ok. 15 min).
A. powiedział, siedząc u nas w ogrodzie, że czuje się jak we Włoszech. Warto było!
Podwyższasz mi poprzeczkę przed jutrzejszym wieczorem :) Mam nadzieję, że też coś mi się upiecze:) Justyna
OdpowiedzUsuńPS wszystko wygląda super w Twoim blogu
Dziękuję, Justynko ;-)
OdpowiedzUsuńJuż mi ślinka leci na myśl o smakołykach w Twojej pięknej kuchni.
W sensie podpłomyki?
OdpowiedzUsuńW sensie tak ;-)
OdpowiedzUsuń