Zamówiliśmy sobie cały koszyk ostryg. Pierwszego wieczoru obowiązkowo klasycznie, z bagietką, cytrynką i kieliszkiem musującego wina. Było pysznie, ale miałam ochotę spróbować czegoś nowego. Nigdy wcześniej nie jadłam ostryg na ciepło... no to sobie zrobiłam. Jak zwykle po swojemu.
Ostrygi zapiekane
- tuzin ostryg
- 1 mała szalotka
- ok. 100 ml śmietanki 12%
- sok z połowy cytryny
- sól
- oliwa
- bułka tarta
- parmezan
Szalotkę posiekać, zeszklić na odrobinie oliwy, dodać śmietankę i posolić. Bardzo powoli dodawać sok z cytryny, mieszając, żeby śmietanka się nie zwarzyła. Otworzyć ostrygi, pamiętając, żeby pierwszą wodę zlać do zlewu (woda morska), a drugą zlać do miseczki. Po otwarciu ostryg dodać wodę z nich do sosu i gotować jeszcze chwilę, żeby sos nie był zbyt rzadki.
Ostrygi ułożyć w naczyniu żaroodpornym na grubej soli - nie miałam, więc użyłam soczewicy, tej samej, której używam do fałszywego wypieku. Do każdej wlać łyżkę sosu, posypać bułką tartą i parmezanem. Zapiekać w 200 stopniach pod grillem przez około 15-20 minut, aż wierzch się zrumieni.
Miłośnikom ostryg i moules marinières na pewno zasmakuje :-)
P.S. Przepraszam za jakość zdjęcia, ale ciemno już było, a wiadomo, takich znakomitości nie robi się na co dzień :-).