A o tej porze roku podstawowe hobby koncentruje się wokół dyni. Na słono, na słodko, w zupie, w daniu głównym i oczywiście w cieście. A nie ma nic lepszego do zakalcowatego dyniowego ciasta niż moje ukochane crème anglaise...
Oba przepisy kiedyś, kiedyś znalazłam na internecie i źródeł niestety nie pamiętam...
Crème anglaise
- 0,5 l mleka lub śmietanki 18% lub (najlepiej) jedno wymieszane z drugim
- 5 żółtek
- ok. 66 g cukru
- laska wanilii
Śmietankę i mleko wlać do rondelka. Laskę wanilii rozkroić wzdłuż, wyskrobać ziarenka, dodać je do mleka ze śmietanką, po czym do rondelka wrzucić też "skórkę". Zagotować. W misce utrzeć żółtka z cukrem, aż będą białe (białka można wykorzystać do brutti ma buoni). Mleko ze śmietanką po odrobinie dodawać do masy. Przełożyć do garnka i podgrzewać, cały czas mieszając, aż zgęstnieje do odpowiedniej konsystencji - powinna płynna, ale gęsta. Uwaga: nie można doprowadzić do zagotowania! Podawać do ciasta dyniowego, albo do szarlotki - to równie zacne połączenie :-).
Drożdżowe ciasto dyniowe
- niepełne 4 szklanki mąki (lub trochę więcej, jeśli ciasto ma być mniej zakalcowate)
- 0,5 kg obranej, startej i odciśniętej dyni
- 1 szklanka cukru
- 10 dag drożdży
- niepełna szklanka mleka
- 3 jajka
- 13 dag masła
- olejek zapachowy waniliowy
- skórka pomarańczowa
- rodzynki
- szczypta soli
Drożdże rozetrzeć z łyżeczką cukru i kilkoma łyżkami ciepłego mleka, pozostawić do wyrośnięcia. Przesiać mąkę, dodać sól, ciepłe mleko, cukier, jajka, masło, olejek zapachowy, wyrośnięte drożdże oraz startą dynię i bakalie. Wyrobić, odstawić do wyrośnięcia (powinno podwoić objętość i będzie dość rzadkie).
Przelać do wysmarowanej tłuszczem formy i zostawić jeszcze na kilka minut do wyrośnięcia. Piec 50 min. w 180 stopniach.